Książka „Wiara i seks", która ukazuje się właśnie nakładem Wydawnictwa AA, zawiera dziesiątki przykładów takich kampanii.
Mainstream opinii publicznej nie przestaje domagać się równego traktowania wszystkich małżeństw. Może jednak wystarczyłoby mocno zdefiniować, czym jest małżeństwo, by nasz dialog społeczny nie utknął w bełkocie? Chodzi o wyraźne wskazanie, czym jest relacja małżeńska w odróżnieniu od innych form relacji między osobami dorosłymi.
W klasycznych zapisach prawnych powszechnie przyjmuje się, że małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety jako męża i żony. Taka definicja pozwala jasno określić zakres pojęcia „bycia ojcem i matką" dla potomstwa zrodzonego w tym związku. Gdy rodzi się dziecko, matka obecna jest obok jako fakt biologiczny: nosiła je w sobie przez dziewięć miesięcy, wydała je na świat kosztem ogromnego wysiłku i bólu. Natomiast obecność ojca obok narodzonego dziecka to fakt kulturowy i prawny. Małżeństwo będące podstawą rodziny stanowi instytucję rozwijającą się w czasie i prawnie zabezpieczoną po to, aby zapewnić mężczyźnie warunki do zaangażowania się wraz z kobietą w objęcie odpowiedzialnością procesu wychowania dziecka. Nie sposób „być rodzicami" abstrakcyjnie. Istnieje opieka macierzyńska i opieka ojcowska. Oboje rodzice wnoszą w trud rodzicielski odmienne walory.
Wkład ojców w rozwój dzieci jest niczym niezastępowalny. Dwie płcie są z gruntu odmienne i każda z nich – tak kulturalnie, jak i biologicznie – jest nieodzowna do właściwego wzrastania nowej osoby ludzkiej. Nawet z danych przedstawionych przez administrację prezydenta Obamy wynika, że „dzieci rozwijające się bez ojców pięciokrotnie bardziej ryzykują życie w ubóstwie i dopuszczanie się przestępstw, dziesięciokrotnie bardziej są skłonne porzucić szkołę i dwudziestokrotnie wzrasta w ich przypadku niebezpieczeństwo trafienia do więzienia. O wiele bardziej są narażone na trudności w zachowaniu, ucieczki z domu bądź też, że przedwcześnie staną się rodzicami. Z tych powodów podstawy naszego społeczeństwa są osłabione".
Językoznawcy i trójkąty
A co mówią dane statystyczne? Współcześnie 40 procent Amerykanów angielskojęzycznych, 50 procent hiszpańskojęzycznych i 70 procent Afroamerykanów jest wychowywanych przez samotne matki. Zapewnienie dzieciom zaangażowanych w ich wychowanie ojców jest w tej sytuacji nie tylko zadaniem moralnym: leży wręcz w interesie państwa. To państwo winno być zainteresowane strzeżeniem definicji małżeństwa, choćby po to, by nie musiało zagospodarowywać fragmentów pozostałych po rozbitych dawnych strukturach rodzinnych. Małżeństwo winno przede wszystkim zapewnić optymalne warunki rozwoju dzieci, a nie zabezpieczać miłosne przygody dorosłych. Jak zapewnić rodzinie ojca, skoro prawo zmierza do redefinicji rodziny, w której ojciec jest potraktowany jako element fakultatywny?
W prawie małżeńskim są zazwyczaj brane pod uwagę trzy istotne elementy. Ma to być związek monogamiczny, oparty na zasadzie seksualnej wyłączności oraz trwały. Nowe pojęcia wprowadzane do rozstrzygnięć prawnych uderzają w te zasady, czyniąc z małżeństwa termin pozbawiony własnej specyfiki. Jeśli wszystko uznamy za małżeństwo, to już nic nim nie będzie. Niedawno „New York Magazine" zaproponował w nowych sformułowaniach prawnych sięgnięcie po pojęcie „throuple" zakładające parę złożoną z trzech osób. Monogamia w praktyce małżeńskiej została uzyskana w oparciu o zasadę, że mężczyzna i kobieta, łącząc się ze sobą, mogą przyjąć nowe życie, zapewniając temu nowemu istnieniu matkę i ojca. Jeśli dziś relację łączącą jednego mężczyznę z jedną kobietą usiłuje się uznać za coś anachronicznego i arbitralnego, to brak racji, by nadal utrzymać zasadę „dwojga" w związku.
W 2013 roku w podobnym do powyższego „lekkim" stylu inny opiniotwórczy dziennik amerykański, „Washington Post" ukuł pojęcie „wedlease", które miałoby oznaczać „małżeństwo tymczasowe": miłosną przygodę dorosłych, którą można łatwo zakończyć. Inny termin wprowadzony do debaty publicznej przez „New York Times" w 2011 roku – „monogamish" (związki monogamoidalne) – oznaczać ma związek dwojga partnerów , którzy gwarantują sobie swobodę konstruowania układania otwartych relacji seksualnych. Zaślubieni dają sobie prawo do seksu pozamałżeńskiego bez konieczności krycia się z tym. Chodzi o ponowoczesne, seksualnie otwarte małżeństwo.