Gdyby 10 czerwca 1945 roku, miesiąc po przejściu Armii Czerwonej, ktoś z mieszkańców Kudowy albo Polanicy zachował był jeszcze aparat fotograficzny, być może doczekalibyśmy się kadru ikonicznego jak ten z wyłamywanym 1 września szlabanem: bazaltowej kostki w Głuchołazach zrytej przez gąsienice czołgów, trzymającej się na jednym kołku blachy z orłem na stacji kolejowej Lewin Kłodzki, zdemolowanej nastawni torów. Tego dnia bowiem na ziemie Śląska Opolskiego, administrowane od kilku tygodni przez Warszawę, wkroczyły czechosłowackie czołgi i piechota, posuwając się na Kłodzko i Racibórz.
Z braku zdjęć kronikarzom pozostaje przywołanie kilku najbardziej malowniczych z perspektywy 70 lat epizodów: w Chałupkach grupa żołnierzy zdemolowała stację kolejową, rozbrajając przy okazji strażników i kolejarzy, zrywając flagi i szyldy, zatrzymując lokomotywy. W Zabełkowie polskim milicjantom pozrywano biało-czerwone opaski, pobito ich i wyrzucono z posterunku.
Batalionowi piechoty czechosłowackiej, wspieranemu przez dwa plutony zmotoryzowane, można było w ciągu następnych kilku dni przyglądać się z domów na przedmieściach Raciborza. Mapy upstrzone nikomu dotąd nieznanymi miejscowościami, często od kilku dopiero dni posiadającymi oficjalną polską nazwę – Owsiszcze, Łopacz, Roszków – studiowano uważnie na Kremlu i w sztabie XXII Korpusu Armii USA.
Przepychanka na kładce
Skala działań w tej niewypowiedzianej wojnie była oczywiście groteskowo lokalna: do rangi czechosłowackich sukcesów urosło wystawienie posterunków w Chałupkach i Krzyżanowicach, rewizje osobiste i konfiskaty żywności przeprowadzane na mostach przez Odrę w Łopaczu i Zabełkowie, uruchomienie placówki celnej.
„Posuwanie się Czechów odbywa się bardzo powolnie. Jestem przekonany, że zjawienie się wojska lub umundurowanych oddziałów straży przemysłowej skłoni ich do opuszczenia zajętego terenu" – meldował 15 czerwca pełnomocnik polskiego rządu na okręg dolnośląski Stanisław Piaskowski. Nie był to więc czechosłowacki blitzkrieg, a i polska „kontrofensywa" nie przypominała bitwy na Łuku Kurskim: ot, 14 czerwca na sporne tereny zaczęły zjeżdżać grupy Straży Przemysłowej i „wypychać" patrole czechosłowackie. Obyło się bez ofiar w ludziach: z obu stron trzaskały nie salwy, lecz szwy i guziki, zrywano opaski, flagi i szyldy.