Coventry, kilka dni przed wyborami na nowego lidera Partii Pracy. W upalne, niedzielne popołudnie Patricia Hetherton przeciska się przez tłum ludzi zebranych w jednej z sal miejscowej centrali związków zawodowych. Chce być jak najbliżej stojącego pod ścianą podestu. Na prowizorycznej scenie, ubrany w charakterystyczną ascetyczną szarą kurtkę i beżową koszulę, z mikrofonem w ręku przemawia brodaty 66-letni mężczyzna.
Jeremy Corbyn obiecuje słuchaczom, że pod jego kierownictwem Partia Pracy znowu może rządzić krajem, a jej program będzie bardziej lewicowy niż wszystkie dotychczasowe od lat 80. ubiegłego wieku. Patricia, lokalna działaczka laburzystów, co jakiś czas staje na palcach, żeby lepiej widzieć polityka. Choć razem z innymi na sali kwituje mowę Corbyna gromkimi brawami, przyzna później w rozmowie z dziennikarzami „Guardiana", że ma wątpliwości co do jego osoby. O ile jej serce cieszy się z jego słów, o tyle rozum podpowiada, że powrót do skrajnie socjalistycznych idei nie jest dobrym rozwiązaniem. Niektóre pomysły polityka uważa za zbyt kontrowersyjne.