Napisał go mój przyjaciel z Niemiec, wstrząśnięty zarówno atakami we Francji, jak i napięciem, a nawet psychozą, którą wywołały w całej Europie. Europie, która wreszcie pojęła, że nadszedł prawdopodobnie koniec belle epoque; że po rozstrzelaniu Paryża do poprzedniej równowagi pewnie nigdy już nie wrócimy.
Pisze A.B.: „Ty tyle podróżowałeś i pisałeś o Bliskim Wschodzie. Powiedz, skąd ten nagły culture clash? Czy to są kolektywne atawizmy ze starego świata, czyli epoki wypraw krzyżowych? Czy czegoś nie zauważyliśmy w Europie? Co się spieprzyło? Że nasza laicyzacja niby nas zgubiła? Jako szersze zjawisko oczywiście, bo wiadomo, że w Polsce, Hiszpanii, we Włoszech czy Bawarii katolicyzm ma swoich wyznawców. Ja tylko tak naiwnie pytam, bo wszystko to wygląda mi na stary konflikt wartości religijnych. Teraz nagle Europa Zachodnia robi się patriotyczna i chrześcijańska. Chowamy się przecież za Kantem, Herderem, Rousseau i Pascalem – a tak naprawdę przeżywamy dziwne déja vu... Ortodoksyjny Chrystus Rosji łączy się teraz nagle z Chrystusem rzymskokatolickim Francji. Wschód z kolebką europejskiego chrześcijaństwa w walce z ISIS. Paranoja? Czy naturalna konsekwencja? A gdzie Darwin i Nietzsche? Nagle ich nie ma?".