Skąd ja to wszystko wiem? Ano z książki Tomasza Prange-Barczyńskiego „Europa na winnych szlakach". Tomek – kolega z roku na dziennikarstwie, więc proszę wybaczyć poufałość – połączył to jeszcze zgrabnie z nieuleczalnie punkowym Die Toten Hosen i amerykańskim The Kiss, a miejsce akcji umieścił w regionie Nahe, do wycieczek po którym zachęca.
Od razu wyjaśnijmy, że ta książka jest hybrydą. Akurat w świecie winiarskim to nie brzmi jak komplement, bo hybrydy powstają z połączenia szlachetnej winorośli właściwej (vitis vinifera) z innymi vitisami, coby wino stało się odporne na mrozy czy wirusy. Prange popełnił jednak hybrydę arcyszlachetną, łącząc przewodnik turystyczny, pozbawiony jednak większości nakazów „tu skręć, a po lewej zamek", z książką o winie. Wszystko inkrustował w dodatku niepokojącymi, bo zaostrzającymi apetyt, wstawkami kulinarnymi.
W ogóle książka to wyjątkowo niebezpieczna, bo choć autor zarzeka się, że „wino to pretekst do podróży", to jednak w tym przypadku podróż staje się pretekstem do degustacji. Tak czy owak, niebezpiecznie wypycha to człowieka z domu. Pomysłów na podróże tu dwadzieścia dwa – od Polski po Hiszpanię i od Szampanii po Armenię; przeważają jednak te najbliższe Polski.
Niektóre regiony zwiedzać można autem, inne rowerem, a tokajski Mad nawet pieszo. Wszystkie jednak warto. Anegdot w tym przewodniku setki, wiedza podana niejako przy okazji nie męczy, a przyjemność... Ech, sam się od tego oderwać nie mogę, nawet jeśli znam niektórych kapitalnych winiarzy, a i z autorem zdarzyło mi się jeździć po hiszpańskiej Galicji.