Reklama

W poszukiwaniu żółtego ciasta

Jeszcze kilka lat temu wydobycie uranu mogło się wydawać biznesem mało perspektywicznym. Renesans energetyki atomowej całkowicie odwrócił ten spadkowy trend.

Publikacja: 06.10.2023 01:00

Cena funta uranu sięga dziś 65 dol. Kilka dolarów więcej i koncerny zwiększą wydobycie.

Cena funta uranu sięga dziś 65 dol. Kilka dolarów więcej i koncerny zwiększą wydobycie.

Foto: Daniel Acker/Bloomberg News

U308, a w bardziej przemawiającej do wyobraźni wersji „żółte ciasto” – to koncentrat uranowy, uzyskiwany w procesie ługowania uranowej rudy stężonymi kwasami, zasadami i nadtlenkami. Efekt tego procesu to półprodukt o charakterystycznym, intensywnie żółtym kolorze. Gdyby w dużym uproszczeniu przeliczać potrzeby przemysłu nuklearnego na to paliwo, wypadałoby po 100 kilogramów U308 na reaktor.

Reklama
Reklama

W sytuacji kiedy na całym świecie zapadają decyzje o przedłużaniu funkcjonowania istniejących instalacji nuklearnych, a kolejne rządy zapowiadają nowe projekty – w budowie jest około 60 nowych jednostek, a w planach ponad trzysta kolejnych – uran nagle stał się paliwem perspektywicznym. W 2023 r., do połowy ubiegłego miesiąca, cena tego surowca urosła o 20 proc.: w połowie września sięgała już 65 dol. za funt (niespełna pół kilograma). – Spekulanci w Kanadzie i Wielkiej Brytanii, którzy skupują uran i trzymają go w oczekiwaniu na dobry moment na sprzedaż, też wyciskają wysokie ceny z rynku – zauważa brytyjski dziennik „Financial Times”.

Napięty rynek międzynarodowy

Oczywiście, wraz z podwyżkami cen pojawia się zachęta do zwiększania wydobycia. „FT” sugeruje, że dla uranu ten próg może znajdować się całkiem blisko: być może już na poziomie 70 dol. – a zatem takim, który przy utrzymaniu bieżącego trendu zostanie przebity jeszcze przed końcem tego roku.

Z drugiej jednak strony, jak w przypadku wszystkich surowców energetycznych, i tu pojawiają się ryzyka związane z sytuacją geopolityczną. W przypadku uranu przedsmakiem przyszłych kryzysów może być niedawna decyzja Rosji o wstrzymaniu eksportu uranu do USA – choć Rosjanie nie byli wielkim graczem na amerykańskim rynku dostaw paliwa nuklearnego, to jakąś lukę do załatania po sobie pozostawiają.

A o łatanie takich luk jest coraz trudniej. Największym graczem na rynku dostaw uranu jest dziś Kazachstan (według World Nuclear Association dostarczył na rynki 21 227 ton surowca w 2022 r.). Za nim plasują się Kanada (7351 t), Namibia (5613 t), Australia (4553 t), Uzbekistan (3300 t), Rosja (2508 t), Niger (2020 t), Chiny (1700 t) i Indie (600 t).

Reklama
Reklama

Zachód do niedawna mógł w tej rozgrywce mówić o równowadze, ale wraz z lipcowym przewrotem wojskowym w Nigrze (czołowym dostawcy paliwa m.in. do Francji) – i jego wyraźnie antyzachodnim charakterze – ten balans został zachwiany. Kazachstan co prawda od dekad prowadzi politykę „wielowektorowości”, co oznacza otwartość na współpracę z wszystkimi partnerami, ale nie jest pewne, jak długo wytrwa w takim półdystansie od Moskwy. Chiny oraz Indie to z kolei kraje, które cały wydobyty surowiec będą przeznaczać na swoje potrzeby.

Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że rosyjski państwowy koncern Rosatom – spadkobierca niegdysiejszego ministerstwa przemysłu nuklearnego – nie tylko kontroluje jakąś cząstkę rynku uranu (w Europie odpowiadał za 20 proc. dostaw surowca), ale też jest potentatem na rynku usług związanych z jego przerobem. Poprzez tę korporację Kreml kontroluje dziś 40 proc. światowej infrastruktury do przerobu surowca i 46 proc. zdolności do wzbogacania uranu.

Importowa łamigłówka

W przypadku polskiego programu atomowego wybór wydaje się być łatwiejszy niż w przypadku krajów, które dysponują dziś olbrzymim sektorem energetyki atomowej: potencjalni dostawcy technologii nuklearnych w swoich ofertach zawarli również deklaracje wsparcia w pozyskaniu paliwa do nich. Przykładowo, 49 proc. udziałów w Westinghouse Electric Company ma kanadyjska firma Cameco – jeden z czołowych graczy na rynku wydobycia tego surowca, coraz śmielej zastępujący Rosatom na europejskim rynku (np. w kwietniu firma podpisała umowę na zapewnienie paliwa dla bułgarskiej elektrowni Kozłoduj). Jeżeli to ona zapewniłaby dostawy, uran zapewne przyjeżdżałby do Polski ze Szwecji.

Oferta koreańskiego koncernu KEPCO również wiąże się z zapewnieniem dostaw (a dodatkowo nawet z możliwością budowy zakładu przerobowego w Polsce). Tu problem polega jednak na tym, że Korea Południowa nie posiada złóż uranu, raczej skupuje surowiec u głównych globalnych dostawców – Kazachstanu, Uzbekistanu, Kanady, Australii, USA i... Rosji, z której pochodzić ma trzecia część surowca w dyspozycji firmy. O ile dziś rola pośrednika na tym rynku jest dosyć łatwa, o tyle za kilka lat może ona być znacznie trudniejsza.

Przed podobnymi dylematami stoją dziś Francuzi. Jak po puczu w Nigrze pisał dziennik „Le Monde”, w ciągu ostatniej dekady przemysł nuklearny nad Sekwaną sprowadzał paliwo z wielu kierunków, ale największymi dostawcami byli Kazachowie (27 proc.), Nigerczycy (20 proc.) i Uzbecy (19 proc.). Z tych trzech kierunków dostarczono w sumie dwie trzecie z 88 ton sprowadzonego do Francji uranu. I wszyscy ci dostawcy są dziś w sporej mierze kłopotliwi.

Przesądzenie o tym, z jakiego kierunku i w jakich ilościach (bo teoretycznie Polska mogłaby kupić duży zapas paliwa w ramach jednej czy kilku transakcji, ale wtedy musiałaby zadbać o możliwość jego składowania) będziemy importować „żółte ciasto”, jest jedną z najważniejszych łamigłówek, z jakimi będą się mierzyć architekci polskiego programu nuklearnego.

Reklama
Reklama
Perspektywy dla Polski
Atomowy wyścig nie ominie rynku pracy
Perspektywy dla Polski
Odpady zamrożone w skale
Perspektywy dla Polski
Kluczowe znaczenie ma etap projektowania
Perspektywy dla Polski
Pięta achillesowa systemu energetycznego
Perspektywy dla Polski
Polacy chcą żyć zdrowiej!
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama