To sedno wyroku warszawskiego Sądu Apelacyjnego z 16 lutego 2011 r. (I ACa 722/10).
Elżbieta K. nie kryła wzruszenia, broniąc prawa do grobu na warszawskim Cmentarzu Bródnowskim, w którym w 1927 r. pochowano jej stryjecznego dziadka. Prawo to było nie do końca oczywiste, niejasne były także losy pochowanego w tym grobie, w szczególności pochówek.
Wiadomo, że leży w nim Edward L., który w czasie I wojny światowej musiał opuścić rodzinne miasto na południu Polski, a w nim żonę i kilkunastomiesięcznego syna. Ranny trafił do Warszawy i tu po wojnie osiadł. Do najbliższej rodziny nie wrócił, więcej: straciła z nim wszelki kontakt. Miał natomiast kontakt z dalszą rodziną w Warszawie, i po jego śmierci przez 80 lat jego grobem opiekowała się kuzynka, matka Elżbiety K., ale kilka lat temu zmarła. Pochowano ją w innym miejscu, natomiast na pochówek w grobie Edwarda L. ma ochotę Elżbieta K., która grób obmurowała i zgłosiła swoje prawa do kancelarii cmentarza.
Tymczasem niespodziewanie pojawiła się wnuczka Edwarda L., nosząca jego nazwisko, i zażądała sądowego ustalenia jej praw do grobu.
Pozwana mówiła przed sądem, że to żądanie jest dla niej policzkiem i nadużyciem prawa, gdyż wnuczka przez 80 lat nie opiekowała się grobem, nie szukała go, a i teraz mieszka daleko od Warszawy. Prawdziwą rodzinę zmarły miał w osobie jej matki.