We wtorek komisja JURI europarlamentu zaakceptowała negocjowaną od dawna treść dyrektywy. Jej rozwiązania pozwolą skończyć z internetowym piractwem, bezkarnością zarabiających na cudzej treści i zmuszą takie amerykańskie giganty, jak: Google, YouTube czy Facebook, do dzielenia się z twórcami pieniędzmi z reklam, które zarabiają dzięki eksponowaniu tworzonych przez nich dzieł. Do szczęścia potrzebne jest jeszcze przegłosowanie tych przepisów w końcu marca w PE i wprowadzenie ich do systemów prawnych państw Unii. Także do polskiego prawodawstwa. I o ile nie mam wątpliwości, że Europa sobie z tą sprawą poradzi, o tyle mocno się obawiam, że rządząca w Polsce prawica będzie wykazywała stupor i ulegała propagandzie o rzekomych „ACTA 2", „podatku od linków" i podobnym bzdurom.
Czytaj także: Polacy chcą, by Google płacił autorom
Pomińmy, skąd te abstrakcyjne i anarchiczne poglądy w szeregach PiS. Ważniejsze jest co innego. Znacznie bardziej razi, że partia upierająca się w sprawie swojego konserwatyzmu popiera piractwo i naruszanie praw autorskich, bo do tego sprowadza się wspieranie rzekomej „wolności w internecie". To oczywisty paradoks i niekonsekwencja. Są tacy, którzy szukają w tym śladów korupcji politycznej. Osobiście nie wiem, nie potwierdzam, nie mam żadnych dowodów. Domyślam się czegoś innego. Zapewne spin doktorzy partii Jarosława Kaczyńskiego uznali, że w ten sposób mogą zyskać poparcie dla PiS wśród internetowej młodzieży.
W istocie trudno szukać w programie rządzącej partii jakiejś innej oferty skierowanej specyficznie do młodszego elektoratu. Czepiono się więc dyrektywy jak brzytwy i stąd uporczywe i dość niezrozumiałe atakowanie uzasadnionych postulatów twórców, by na jednolitym rynku cyfrowym wprowadzić cywilizowane instrumenty ochrony praw autorskich. Czy liderów PiS da się jakoś przekonać? Niewątpliwie będzie to konieczne, bo po uchwaleniu dyrektywy rząd i tak będzie w skończonym czasie musiał te przepisy wprowadzić. Dzisiejszy stupor trzeba będzie więc w końcu porzucić, a im dziś bardziej zawzięty, tym później będzie trudniej i... śmieszniej.
Dlatego postanowiliśmy pomóc polskim politykom, zarówno partii rządzącej, jak i opozycji, i prostym ruchem obalić przekonanie, że za propagandą o ACTA 2 stoi cały naród. Badania, które dziś prezentujemy, wskazują, że zdecydowana większość Polaków popiera wprowadzenie płatności gigantów internetowych na rzecz twórców. To zazwyczaj w zależności od grupy wiekowej ponad 60 proc. badanych. Na równi mężczyźni i kobiety, a w grupie najmłodszej (dla której ACTA 2 mają być kiełbasą wyborczą) regulacje na rzecz twórców popiera niemal 80 proc.! Inaczej jest tylko w najniższej grupie dochodowej, której inną specyfiką jest też to, że ponad jedna trzecia respondentów zgłasza, że w tej kwestii nie ma wyrobionego zdania, co można tłumaczyć jako brak zrozumienia problemu.