To jednak Polska, a nie Niemcy, prowadzi spór o praworządność z Brukselą i sporą częścią zbuntowanego środowiska sędziowskiego, które podobnie jak opozycja kwestionuje reformy wprowadzone przez PiS. I to Polska, a nie Niemcy, ma z tym problem. Nie do końca ma też rację sędzia Mazur, że wyrok nie będzie miał znaczenia.
Oczywiście odpowiedź na pytanie prejudycjalne wiąże bezpośrednio pytający sąd (w tym wypadku Sąd Najwyższy) i nie obliguje np. rządu w Warszawie do rozwiązania Izby Dyscyplinarnej oraz zmiany formuły nowej KRS. Ma jednak moc bomby z opóźnionym zapłonem. Sędziowskie organizacje buntujące się przeciwko zmianom opierały swoje stanowiska na subiektywnych opiniach, otrzymają twardy argument prawny w postaci decyzji sądu UE, potwierdzający wprost stawiane zarzuty. Co więcej, sędziowie będą wykorzystywać decyzje TSUE w swoich orzeczeniach, jeżeli prowadzone sprawy będą dotykały aktywności KRS i Izby Dyscyplinarnej SN.
W ten sposób status Izby Dyscyplinarnej może być kwestionowany, a jej decyzje nieuznawane i skarżone (nie jest jasne gdzie). Kwestionowane z większą siłą mogą być też decyzje KRS, a zgromadzenia sędziowskie blokujące dziś wakaty kilkuset sędziom z powodu, ich zdaniem, wadliwości nowej KRS wzmocnią jedynie swoje stanowisko orzeczeniem TSUE. Trybunał otworzy też drogę do kolejnych skarg i pytań prejudycjalnych, gdy tak powstałe spory nie znajdą rozwiązania w Polsce.
To może apokaliptyczna wizja, ale patrząc na dynamikę sporu, z czasem bardzo realna. Spór o Temidę wraca z unijnego forum do Polski, tyle że w ostrzejszej formie. Sędziowie dostali argumenty prawne, które trudno będzie kwestionować.
Co zrobi PiS? W tej sytuacji raczej nie zastosuje manewru wyprzedzającego, jak w przypadku wieku emerytalnego sędziów. Gdyby zdecydował się na taki krok, rozmontowałby wszystkie zmiany w wymiarze sprawiedliwości, które z takim wysiłkiem wprowadzał. „Nadzwyczajna kasta" i znienawidzony Frans Timmermans triumfowaliby, co byłoby politycznie nie do przyjęcia.
Czerwoną linią w sporze z Brukselą jest przestrzeganie orzeczeń TSUE. Za nią stoi polityczny zarzut polexitu, który przed wyborami nabiera większej mocy. Dlatego PiS będzie raczej unikał kolejnego politycznego zwarcia, traktując ten spór jako wewnętrzną sprawę sądownictwa, w którą nie chce ingerować. Moment na taki bezruch jest dobry, bo nie ukształtował się jeszcze nowy porządek w UE, z nowym składem Komisji i koalicji w Parlamencie. Dla polityków zajętych układaniem nowych konstelacji w Unii sprawa praworządności zeszła na drugi plan i trudno spodziewać się nacisków.