Historia rolnika spod Mławy, któremu asesor komorniczy zabrał ciągnik, wzburzyła opinię publiczną. Oberwali wszyscy komornicy, których profesja i bez tego nie należy do przyjemnych, bo egzekwując prawo, muszą być stanowczy. Komornik nie zabiera, tylko oddaje – takie hasło promował ich samorząd, i bez wątpienia to jest racja, o czym boleśnie przekonują się ci, którzy zapomnieli o ciążących na nich powinnościach: płacenia alimentów czy innych zobowiązań.
Czytaj także: Sąd kwestionuje wydalenie komornika spod Mławy
Dlatego to ważne, by nie uniemożliwiać funkcjonowania tym, którzy w imieniu państwa prowadzą setki tysięcy postępowań egzekucyjnych. Ale też działania komorników nie mogą budzić wątpliwości – etycznych, a przede wszystkim prawnych. To dlatego sprawa jednego ciągnika tak zaciążyła na wizerunku komorników. I to dlatego ich samorząd zafundował nowy traktor poszkodowanemu rolnikowi, który długów nie miał – w przeciwieństwie do szwagra.
Asesor jest poza zawodem po tym, jak w 2014 r. zajął maszynę i mimo złożenia skargi na jego czynności oraz powództwa przeciwegzekucyjnego sprzedał ją z wolnej ręki, bez wymaganej prawem licytacji. To wzbudziło pytania, czy ta sprzedaż była wcześniej umówiona. Ale zostawmy to na boku. Sprawę bada prokuratura.
Konsekwencje dosięgły też bowiem komornika, w imieniu którego działał asesor i inni jego zastępcy. Komisja dyscyplinarna przy Krajowej Radzie Komorniczej usunęła go z zawodu, ale jej decyzja nie ostała się przed sądem. Uchylił ją i wytknął komisji proceduralne błędy. To może dziwić, ale tylko trochę, gdy przypomnimy sobie tę sprawę. Dyscyplinarkę wszczęto na wniosek ministra sprawiedliwości, a poruszona całym wydarzeniem komisja nawet nie wysłuchała obwinionego. W takich warunkach o błędy najłatwiej. I komornicy mają teraz nauczkę, bo znów będą musieli się zmierzyć ze sprawą, o której pewnie chcieliby zapomnieć.