W wymiarze sprawiedliwości, podobnie jak wszędzie, funkcjonuje wiara w mity. Takim mitem od dekad jest urząd sędziego jako ukoronowanie kariery prawniczej. W ostatnich latach pojawił się inny: sędzia pokoju. Lansowany najpierw przez partie polityczne, a ostatnio przez prezydenta. Sam zamysł, wzorowany na anglosaskich rozwiązaniach, jest dobry. Sędziowie pokoju mieliby przejąć sprawy o tzw. pietruszkę, których zwykłemu sędziemu orzekać się nie godzi. Byłby to sposób na odkorkowanie sądów. Pomysł wart jest rozważenia. Sędziowie powinni zająć się poważniejszymi sprawami, a te drobne, które nie wymagają sędziowskiego majestatu, mogą trafić w sferę trochę mediacyjną, trochę może przypominającą stare kolegia w wersji 2.0. Jeżeli obywatelowi zagwarantuje się odwołanie od decyzji sędziów pokoju do tradycyjnego sądu, to rokowania będą dobre.