Zakaz jazdy samochodem po dopalaczach

Test w postaci przejścia po linii prostej stanowi taki sam dowód jak wynik ekspertyzy kryminalistycznej – podkreśla sędzia Sądu Rejonowego w Tarnowie

Publikacja: 09.10.2010 05:43

Zakaz jazdy samochodem po dopalaczach

Foto: Fotorzepa, Paweł Gałka

Red

Problem ścigania osób, które kierują pojazdami w stanie uniemożliwiającym bezpieczną jazdę, od lat jest przedmiotem mojego szczególnego zainteresowania, dlatego zabieram głos w dyskusji na temat walki z tak zwanymi dopalaczami. Nie trzeba wszak przekonywać, że osoba, która podczas powiedzmy zabawy w dyskotece zechce poprawić sobie humor, a następnie wsiądzie do samochodu, aby wrócić do domu, może zagrażać innym uczestnikom ruchu.

[srodtytul]Zasada “zero tolerancji”[/srodtytul]

Napisałem “może”, ponieważ to, czy zażyty specyfik wpływa na bezpieczną jazdę, jest pytaniem, z jakim musi się zmierzyć ustawodawca, zamierzając wprowadzić przepisy penalizujące prowadzenie pojazdów nie tylko po zażyciu wspomnianych dopalaczy, ale także wszelkich innych substancji działających depresyjnie na ośrodkowy układ nerwowy (OUN).

Nie wdając się w zbędne w tym miejscu rozważania na temat istniejących na świecie rozwiązań legislacyjnych, należy powiedzieć, że jeżeli chodzi o ściganie osób kierujących pojazdami po użyciu substancji określanych zbiorczą nazwą narkotyki, w większości państw Europy obowiązuje zasada “zero tolerancji”. Uzasadnieniem wprowadzenia tak rygorystycznych przepisów jest z jednej strony przekonanie, że osoby, które – niezależnie od ilości – zażywały substancje psychoaktywne, nie powinny uczestniczyć w ruchu drogowym ze względu na potencjalne niebezpieczeństwo, jakie stwarzają dla innych jego uczestników, a z drugiej niedające się przezwyciężyć trudności w tworzeniu katalogu środków, szczególnie pochodzenia syntetycznego, oferowanych na rynku. Mieszczą się w tym również trudności z ustaleniem ewentualnej granicy, po przekroczeniu której dana ilość zażytego środka realnie wpływa na ograniczenie zdolności psychomotorycznych potrzebnych do bezpiecznego prowadzenia pojazdu.

[srodtytul]Konstytucyjne granice[/srodtytul]

Ktoś zapyta, dlaczego wobec tego zasady tej nie wprowadzić w Polsce, rozciągając ją dodatkowo na dopalacze?

Niewątpliwie na przeszkodzie stoi [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=77990]konstytucja[/link], a dokładnie art. 31 ust. 3, który stanowi, że ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanowione tylko w ustawie i jedynie wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla zapewnienia bezpieczeństwa bądź porządku publicznego czy ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej lub wolności i praw innych osób.

Tym, którzy oburzeni taką argumentacją zapytają, czy prawo do zażywania dopalaczy również podlega ochronie, przypominam, że inaczej niż w poprzednim systemie społeczno-politycznym obecnie każdy ma prawo robić to, co nie jest wyraźnie zakazane, i to w sposób limitowany w konstytucji. W przeciwnym razie ustawodawca mógłby np. postanowić, że zabronione jest zbieranie i zjadanie grzybów. Dość często przecież zdarzają się zatrucia po ich konsumpcji. Nie jest więc wykluczone, że nawet jeśli ustawodawca wprowadzi tak rygorystyczne przepisy, o jakich od kilku dni trąbią media, to albo w ogóle nie wejdą one w życie, albo też będą obowiązywać do czasu zbadania ich legalności przez Trybunał Konstytucyjny. To jednak osobny problem.

Wracając do zasady “zero tolerancji”, w obecnym stanie prawnym, choć ustawodawca zakazuje jazdy po użyciu alkoholu dopiero wtedy, gdy jego stężenie w organizmie przekracza ustawowy próg 0,1 mg/cm sześc. (jest to wykroczenie z art. 87 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=345477]kodeksu wykroczeń[/link]), w wypadku innego rodzaju specyfików działających podobnie do alkoholu zasada ta w istocie nie obowiązuje. Nikt nie wskazał bowiem granicy tolerowalnej intoksykacji, jak w wypadku alkoholu. Stan taki budzi więc wątpliwości w konfrontacji z kilkoma konstytucyjnie określonymi zasadami, w tym z zasadą demokratycznego państwa prawa na czele.

[srodtytul]Nietrafione pomysły[/srodtytul]

Obecny stan prawny sprzeczny jest z konstytucją nie tylko jednak dlatego, że ustawodawca nie wskazał granicy, poniżej której dopuszczalne jest kierowanie pojazdem w stanie po użyciu środka działającego podobnie do alkoholu, jak zrobił to w przypadku tego najbardziej popularnego depresanta. W art. 178a [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=74999]kodeksu karnego[/link] postanowiono bowiem, że za przestępstwo odpowiada kierowca, który znajduje się “po użyciu środka odurzającego”. W konsekwencji organy ścigania stają przed pytaniem, o co oskarżyć kierowcę, jeżeli w jego organizmie stwierdzono np. obecność tetrahydrokannabinoli, naturalnego składnika ziela konopi indyjskich, zwanych potocznie marihuaną? Konia z rzędem temu, kto odpowie, czy osoba taka znajduje się pod wpływem środka odurzającego, czy jedynie po użyciu środka działającego podobnie do alkoholu, co stanowi wykroczenie z art. 87 k.w.

O problemach z tym związanych pisałem już wielokrotnie, ostatnio w sierpniowym numerze “Rz”, w artykule [link=http://www.rp.pl/artykul/69118,517703-Zazycie-relanium-grozi-utrata-prawa-jazdy.html]“Zażycie relanium grozi utratą prawa jazdy”[/link]. Wspominam ponownie dlatego, aby przestrzec przed pomysłami w rodzaju “dopisywania” zakazu jazdy po dopalaczach do kodeksu karnego i kodeksu wykroczeń. O takim pomyśle czytałem w artykule A. Łukaszewicz [link=http://www.rp.pl/artykul/69118,541709-Trudno-zlapac-kierowcow--na-dopalaczach-.html]“Trudno złapać kierowców na dopalaczach”[/link]. Jego autorami mieli być bliżej nieokreśleni karniści. Mam nadzieję, że pomysł ten na zawsze zarzucono, ponieważ jego zrealizowanie doprowadziłaby do pogłębienia stanu sprzecznego z konstytucyjną zasadą nullum crimen sine lege.

[srodtytul]Trzeba zakazać[/srodtytul]

Jak wobec tego problem ten rozwiązać? Z oczywistych powodów nie ma dobrych rozwiązań. Są jedynie złe i jeszcze gorsze. Wśród tych ostatnich jest wspomniany już pomysł nowelizacji kodeksu karnego i kodeksu wykroczeń.

Nie oznacza to jednak, że ustawodawca powinien pozostawać głuchy na alarmujące informacje o nieujawnionej, a zapewne olbrzymiej liczbie przypadków, gdy za kierownicą pojazdów zasiadają kierowcy „na dopalaczach”. Choć niezbadane są jeszcze efekty, jakie w zakresie oddziaływania na OUN powoduje zażywanie owych specyfików, to sam fakt, że ich zażycie może powodować zaburzenia w funkcjonowaniu organizmu skutkujące upośledzeniem funkcji poszczególnych organów lub ich grup, a w efekcie stan chorobowy, sprawia, że ustawodawca nie może pozostawać bezczynny. Młodzi ludzie, ale nie tylko, środki te zażywają bowiem w takim samym celu, w jakim przyjmują narkotyki lub zwyczajny alkohol, a mianowicie odurzenia. Prowadzi to do wniosku, że tak jak jazda po spożyciu alkoholu również jazda po użyciu dopalaczy powinna być zabroniona. Pozostaje pytanie, jak to zrobić.

We wspomnianym artykule A. Łukaszewicz przeczytałem, że nie jest to proste, ponieważ wymagałoby stworzenia definicji specyfiku nazywanego potocznie dopalaczem, a nawet pełnego katalogu tego rodzaju produktów. Podobnymi trudnościami nie zawracano jednak sobie głowy, w 2000 r. nowelizując kodeks karny, lub wcześniej, wprowadzając przepis zakazujący jazdy po użyciu środków działających podobnie do alkoholu. Choć obecny stan prawny rodzi wspomniane już wątpliwości, to jednak pogląd, iż aby zakazać jazdy po użyciu dopalaczy, należałoby stworzyć jakiś katalog, nie jest uzasadniony.

Pomijając zawiłą materię techniki legislacyjnej, moim zdaniem ustawodawca może zakazać prowadzenia pojazdu w stanie uniemożliwiającym bezpieczną jazdę, który to stan powoduje m.in. zażycie środka działającego depresyjnie na ośrodkowy układ nerwowy, niezależnie od tego, jakie wywołuje to objawy.

Problem dowodowy powinno się zaś rozwiązywać, stosując w pierwszym rzędzie prostsze metody niż drogie badania laboratoryjne.

Zainteresowanym przypominam, że w naszym systemie prawnym obowiązuje zasada swobodnej oceny dowodów, a test w postaci przejścia po linii prostej stanowi taki sam dowód, jak wynik ekspertyzy kryminalistycznej. Oczywiście ta również może być stosowana, jednak osoba, która wnosiłaby o przeprowadzenie takiego dowodu, powinna mieć świadomość, że gdy przegra sprawę, poniesie koszty jej sporządzenia. Nadarza się także okazja, aby w końcu doprowadzić do zmiany stanu, w którym organy ścigania nie wnoszą o ukaranie osób złapanych na “potrójnym gazie”, ponieważ nie wiadomo, jak należałoby zakwalifikować takie zachowanie. Ustawodawca powinien jedynie zdecydować, czy stanowi to przestępstwo, czy tylko wykroczenie. To jednak osobny problem.

Problem ścigania osób, które kierują pojazdami w stanie uniemożliwiającym bezpieczną jazdę, od lat jest przedmiotem mojego szczególnego zainteresowania, dlatego zabieram głos w dyskusji na temat walki z tak zwanymi dopalaczami. Nie trzeba wszak przekonywać, że osoba, która podczas powiedzmy zabawy w dyskotece zechce poprawić sobie humor, a następnie wsiądzie do samochodu, aby wrócić do domu, może zagrażać innym uczestnikom ruchu.

[srodtytul]Zasada “zero tolerancji”[/srodtytul]

Pozostało 94% artykułu
Opinie Prawne
Marek Isański: Można przyspieszyć orzekanie NSA w sprawach podatkowych zwykłych obywateli
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"