Stelina: magister prawa po licencjacie z geografii - a dlaczego nie?

Nie mam żadnych obaw co do poziomu merytorycznego absolwenta trzyletnich studiów prawniczych, który całą niezbędną wiedzę ogólną zdobył już na innym kierunku – pisze profesor Jakub Stelina

Aktualizacja: 05.05.2013 09:22 Publikacja: 08.11.2012 08:01

Profesor Jakub Stelina

Profesor Jakub Stelina

Foto: Rzeczpospolita

Red

W ostatnim czasie w mediach toczy się ożywiona dyskusja na temat modelu kształcenia prawników, w tym dopuszczalności dzielenia studiów prawniczych na dwa stopnie (licencjackie i magisterskie) i możliwości podejmowania studiów II stopnia na prawie przez absolwentów innych kierunków. Zadziwiające jest przy tym to, że dyskusja ta ma charakter jednostronny, przytaczane są rozliczne argumenty przemawiające przeciwko takim eksperymentom.

Brakuje natomiast opinii bardziej wyważonych lub też wprost sprzyjających nowym pomysłom. A przecież trudno zakładać, że nie mają one w ogóle zwolenników, skoro pojawiają się już pierwsze możliwości podejmowania studiów prawniczych II stopnia, zarówno w uczelniach prywatnych, jak i publicznych. Warto więc może przyjrzeć się problemowi nieco głębiej i próbować przynajmniej przebić się przez grubą warstwę emocji i czarnowidztwa bijących z wypowiedzi przedstawicieli nauki prawa, judykatury, palestry i innych zawodów prawniczych.

Bezpośrednim impulsem do napisania tego tekstu stał się artykuł pt. Magister prawa po licencjacie z geografii" ("Rzeczpospolita" z 26 października br.), z którego dowiedzieć się można, jak wielkie szkody społeczne przyniesie podejmowanie tzw. uzupełniających studiów prawniczych. Na razie dyskusja toczy się wokół samej idei i nie wychodzi poza zakres założeń ogólnych. Być może warto byłoby spojrzeć do programów studiów i dopiero po ich analizie formułować zastrzeżenia i oskarżać władze poszczególnych uczelni o co najmniej oszukiwanie przyszłych adeptów praktyki prawniczej, rzekomo mniej wartościowych od tych, którzy pozyskali zawód w toku studiów jednolitych. Nie chcąc jednak odbiegać od ogólnego tonu i retoryki wypowiedzi cytowanych na łamach prasy, pragnę również ograniczyć swe rozważania do kwestii natury ogólnej.

Jawna dyskryminacja

Przede wszystkim zacząć należy od spostrzeżenia, że szczęśliwie nikt już nie próbuje uzasadniać, jak to miało miejsce wcześniej, że absolwenci studiów prawniczych II stopnia posiadać będą inny status prawny aniżeli absolwenci studiów jednolitych pięcioletnich. Obowiązujące przepisy prawne po prostu nie pozwalają na takie różnicowanie. Obecnie co najwyżej formułuje się wnioski o zmianie prawa w tym zakresie. I tu również z zadowoleniem należałoby przyjąć zmianę tonu wypowiedzi. Raczej nie słyszy się już propozycji, aby w przepisach ustrojowych regulujących poszczególne zawody prawnicze wprowadzić jako przesłankę ubiegania się o wykonywanie danego zawodu (w tym np. przyjęcia na aplikację) wymogu ukończenia studiów pięcioletnich, bo taki wymóg miałby charakter jawnie dyskryminujący.

Spotkać można natomiast wypowiedzi idące w kierunku zablokowania rozbicia studiów prawniczych na etapy. Postulat ten – w przeciwieństwie do poprzedniego – może i pewnie powinien podlegać rzeczowej dyskusji i ocenie środowiska prawniczego. Dopóki jednak stosowne zmiany nie zostaną wprowadzone, nie ma żadnych podstaw do różnicowania statusu magistrów prawa. Prawdopodobnie najważniejszym problemem, z jakim należy się zmierzyć, jest jakość wykształcenia przyszłego prawnika. To ona w największym stopniu zadecyduje o losach i karierze zawodowej absolwenta, to ona decyduje o atrakcyjności zarówno samego kierunku, jak i poszczególnych wydziałów posiadających w swej ofercie studia prawnicze. Jest oczywiście wiele czynników determinujących jakość kształcenia. Wymienić należałoby wśród nich przede wszystkim jakość kadry, przestrzeganie pewnych standardów związanych z procesem kształcenia, jak też kwestie programu studiów i stosowanych metod nauczania. I choć niektóre z czynników mających wpływ na jakość kształcenia nie zawsze zależą od uczelni (np. ogólny poziom wykształcenia średniego czy nakłady na szkolnictwo wyższe), to jednak na niej spoczywa główny ciężar i odpowiedzialność za poziom merytoryczny jej absolwentów. W dyskusji na temat modelu edukacji prawniczej dominuje troska właśnie o ten poziom.

Wyrażane są obawy co do prawdopodobnej dyferencjacji prawników na lepszych i gorszych (po studiach uzupełniających). Jest to w pełni zrozumiała postawa, zupełnie naturalna dla wszelkich nowości, co więcej usprawiedliwiona już występującą faktyczną kategoryzacją magistrów prawa. Jeśli zważymy na coroczne rankingi szkół prawniczych ustalane ze względu na kryterium zdawalności na aplikacje, to okazuje się, że ów podział na lepszych i gorszych (szkoły lepsze i gorsze) istnieje już od jakiegoś czasu. Jeśli do tego dołożymy teraz skrócenie cyklu kształcenia prawniczego do dwóch lat, to istotnie zgłaszane obawy i wątpliwości mogą być uzasadnione.

Wydaje się jednak, że należałoby tu wyróżnić dwie odrębne sytuacje. Po pierwsze, gdy studia takie stanowią kontynuację licencjackich studiów prawniczych, po drugie, kiedy są one dostępne dla absolwentów innych kierunków. W pierwszym przypadku (który na razie ma charakter czysto teoretyczny, gdyż z tego, co się orientuję, w Polsce nie są prowadzone prawnicze studia licencjackie) dwuletnie studia magisterskie wydają się wystarczające.

Nie mam obaw

Inaczej ocenić należy przypadek drugi. Z pewnością nie da się zamknąć kształcenia prawniczego w ciągu dwóch lat. Czy to jednak oznacza, że pomysł uzupełniających studiów prawniczych należy skazać na niebyt. Myślę, że nie. Na Uniwersytecie Gdańskim podjęliśmy inicjatywę trzyletnich niestacjonarnych studiów II stopnia na kierunku prawo. Oferta jest skierowana do absolwentów innych studiów I lub II stopnia, a więc licencjatów i magistrów, a zaproponowany program w zakresie przedmiotów kierunkowych nie różni się od programu studiów pięcioletnich. Osobiście nie mam więc żadnych obaw co do poziomu merytorycznego absolwenta trzyletnich studiów prawniczych, który całą niezbędną wiedzę ogólną zdobył już na innym kierunku.

Jeśli już miałbym bawić się we wróżbitę i prognozować szansę takich absolwentów na zdanie na aplikację i zdobycie dobrej pracy, to raczej byłbym optymistą. W odróżnieniu bowiem od absolwentów jednolitych studiów pięcioletnich absolwent studiów II stopnia jest „dwuzawodowcem", oprócz dyplomu magistra prawa legitymuje się innym dyplomem. Ma więc szersze spojrzenie na wiele problemów. Prawnik-administratywista, prawnik-ekonomista, prawnik-specjalista od zarządzania czy rachunkowości, prawnik-psycholog, prawnik-socjolog, prawnik-politolog, a nawet prawnik-matematyk czy prawnik-filolog – czyż nie są to połączenia gwarantujące ponadstandardową wiedzę, a więc i większe szanse na rynku pracy i odniesienie sukcesu zawodowego. Oczywiście nie ma przeszkód, by – jak to sugeruje tytuł wspomnianego na wstępie artykułu – podjął studia prawnicze absolwent geografii, biologii, chemii czy innego kierunku odległego od humanistyki. Trudno z góry zakładać, że połączenie to nie ma sensu i nie daje szans na sukces. Wiek XXI stawia przed młodymi ludźmi zupełnie inne wyzwania niż te, których doświadczały dzisiejsze czterdziesto- i pięćdziesięciolatki, a interdyscyplinarność staje się powoli normą. Szkolnictwo wyższe nie może nie dostrzegać dokonujących się przeobrażeń, jeśli nie ma stać się anachroniczne. W niektórych państwach (np. w USA) wspomniane wyżej połączenia stosowane są od dawna, jak się zdaje nie tylko bez szkody dla rynku usług prawniczych, ale wręcz przeciwnie – z pożytkiem dla niego i jego uczestników.

Więcej ufności

Dlatego sama idea studiów umożliwiających osobom posiadającym już jakiś zawód zdobycie nowej profesji, w tym tak atrakcyjnej jak prawo, zasługuje z podanych wyżej względów na życzliwe przyjęcie. Jest to w każdym razie otwarcie się także na potrzeby samych kandydatów. Warunkiem jest jednak, by sama koncepcja takich studiów, w tym treści programowe, rzeczywiście dawały szansę uczelniom na przekazanie, a studentom pozyskanie rzetelnej wiedzy i stanie się pełnowartościowym prawnikiem. W moim przekonaniu koncepcja studiów trzyletnich daje takie możliwości. Na marginesie zauważyć należy mankament obecnej regulacji prawnej, która pozwala na prowadzenie studiów II stopnia w rozmiarze sześciu semestrów jedynie w trybie niestacjonarnym. Oznacza to, że szansy na zdobycie dodatkowego wykształcenia prawniczego w omawiany sposób są pozbawieni ci, którzy chcieliby kontynuować naukę w trybie stacjonarnym. Może warto pomyśleć o uelastycznieniu przepisów w tym zakresie.

I wreszcie na koniec trzeba odnieść się jeszcze do dwóch kwestii. Po pierwsze, trudno zaprzeczyć, że pojawienie się studiów prawniczych II stopnia jest próbą znalezienia się uczelni w warunkach niżu demograficznego i spadku liczby kandydatów na studia. Nie powinno to jednak deprecjonować samego pomysłu, jeśli jest on oparty – tak ja na Uniwersytecie Gdańskim – na racjonalnych i rzetelnych podstawach.

Po drugie, wprowadzane obecnie zmiany w szkolnictwie wyższym dają uczelniom niespotykany dotychczas zakres autonomii w kształtowaniu oferty edukacyjnej. Co więcej, uczelnie zachęcane są do innowacyjności w tym zakresie. Być może zamiast kontestować rzeczywistość i wieszczyć upadek szkolnictwa wyższego łączony z odejściem od dawnych wzorców, należy zadać pytanie, czy prawnik kształcony według standardów z połowy XX wieku jest w stanie sprostać wyzwaniom XXI wieku, i stosownie do odpowiedzi podjąć adekwatne kroki.

Autor jest dziekanem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego

W ostatnim czasie w mediach toczy się ożywiona dyskusja na temat modelu kształcenia prawników, w tym dopuszczalności dzielenia studiów prawniczych na dwa stopnie (licencjackie i magisterskie) i możliwości podejmowania studiów II stopnia na prawie przez absolwentów innych kierunków. Zadziwiające jest przy tym to, że dyskusja ta ma charakter jednostronny, przytaczane są rozliczne argumenty przemawiające przeciwko takim eksperymentom.

Brakuje natomiast opinii bardziej wyważonych lub też wprost sprzyjających nowym pomysłom. A przecież trudno zakładać, że nie mają one w ogóle zwolenników, skoro pojawiają się już pierwsze możliwości podejmowania studiów prawniczych II stopnia, zarówno w uczelniach prywatnych, jak i publicznych. Warto więc może przyjrzeć się problemowi nieco głębiej i próbować przynajmniej przebić się przez grubą warstwę emocji i czarnowidztwa bijących z wypowiedzi przedstawicieli nauki prawa, judykatury, palestry i innych zawodów prawniczych.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi