Reformowanie wymiaru sprawiedliwości trwa już kilkanaście lat. Ostatnio zyskało jednak na aktywności. Przyspieszenie w sądach zapowiadał sam premier Donald Tusk.  Podsumowanie 2013 r. pokazało, że nic z tego nie wyszło. W sądach sprawy toczą się wolniej  niż przed ostatnimi reformami. Coraz gorzej sądy radzą sobie też z opanowaniem wpływu, czyli załatwiają mniej spraw, niż dostają.

Co ma poprawić ten nie najlepszy  obraz Temidy? Odpowiedź jest prosta i mało zaskakująca. Kolejne reformy. Za rok na mapę administracyjną sądownictwa wrócą zlikwidowane w 2013 r., także w ramach reformy, najmniejsze sądy rejonowe. Rewolucję ma przejść proces karny. Sędzia na sali będzie arbitrem, a  nie ciągnącym cały proces.  Księga wieczysta na jedno kliknięcie;  rozwiązanie spółki  tak samo. Zwykły obywatel, który ma ?w sądzie sprawę np. o parkowanie na trawie, nie wychodząc z domu,  może już dziś wejść na portal i sprawdzić, jaki wyrok mu grozi. Prawda, to wszystko ułatwia życie. Problem jednak polega na tym, że ?od lat znamy chorobę, jaka  trapi nasz wymiar sprawiedliwości. Sami sędziowie jednym tchem wymieniają, co przeszkadza im ?w sprawnym sądzeniu. ?I żaden z kilku stałych punktów: zbyt szeroka kognicja, rozbudowane procedury i brak stabilizacji, nie został do dziś do końca załatwiony. Sędziowie skarżą się na ciągłe reformowanie i chyba ?mają rację.

Zamiast długoletnich strategii woleliby dostać np. dodatkowych asystentów, którzy pomogliby im w pracy, bo od mówienia o ograniczeniu kognicji w sądach nie ubędzie spraw.