Drastyczny przykład cierpiącej pacjentki, której lekarz odmawia aborcji, opisany przez tygodnik „Wprost", a podchwycony przez inne media i polityków ma być teraz jaskrawym, żywym, przykładem na to - do czego może prowadzić „lekarski taliban". Ten, który za nic ma obowiązujące w Polsce prawo, dobro pacjenta, bo kieruje się wyłącznie, jak nazwała to red. Monika Olejnik „prawem boskim", a stąd już krok do „hipolitowskich beczek".
Przypomnijmy. Chodziło o przypadek kobiety w 25. tygodniu ciąży, która miała diagnozę, że dziecko z powodu licznych wad głowy, twarzy i mózgu, umrze zaraz po narodzeniu. Matka miała powiedzieć tygodnikowi „Wprost", że prof. Chazan "chciał wszystko jak najdłużej przeciągać", aby minął termin, kiedy można legalnie wykonać aborcję w przypadku, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony.
Prof. Chazan bronił się dziś na antenie TVN24, wskazując, że kontakty z kobieta trwały dwa dni, zatem nie mowy o żadnym przeciąganiu. Lekarz wyjaśnił też, że odbył z kobieta rozmowę, zaproponował kontakt z hospicjum, oraz opiekę położniczą nad pacjentką i jej dzieckiem w czasie ciąży i porodu oraz po porodzie.
Dodał, że ponieważ kobieta nadal chciała aborcji, napisał pismo, w którym poinformował, że nie może wyrazić na to zgody ze "względu na konflikt sumienia". - Kiedy jest poważna wada rozwojowa, warto wziąć pod uwagę opcję naturalnego biegu rzeczy - przekonywał. Tłumaczył, że żałoba po dziecku jest "mechanizmem oczyszczającym, który pozwala spojrzeć w przód i mieć dobre wspomnienia".
Profesorowi zarzuca się teraz, że podejmując taką decyzje, odmówił jednocześnie wskazania placówki, w której pacjentka mogłaby dokonać aborcji; a do czego obliguje go ustawa o zawodzie lekarza.