AWF albo prawo to niezbyt oczywiste zestawienie... ?Czemu właśnie ten kierunek?
W mojej klasie sportowej w II Liceum Ogólnokształcącym we Wrocławiu połowa uczniów poszła na studia prawnicze, druga połowa – na AWF. Pewnie miało to sporo wspólnego z zainteresowaniami historycznymi. Żeby dostać się na studia prawnicze, trzeba było bowiem zdawać egzamin właśnie z historii. A ta zawsze mnie interesowała – zwłaszcza średniowiecze i okres międzywojenny. Lubię czytać tzw. historical fiction – książki o tym, jakie inne scenariusze wydarzeń były możliwe, np. w okresie międzywojennym, gdyby rządzący podjęli inne decyzje.
Czy często zastanawia się pan też nad tym, jak inaczej mogłyby się potoczyć prowadzone przez pana sprawy?
Tak, ale o tym wolałbym nie mówić. Jako radca prawny, a tym bardziej jako arbiter w postępowaniach arbitrażowych jestem ściśle związany zasadami poufności.
Czemu zajął się pan właśnie alternatywnymi metodami rozwiązywania sporów? ?W Polsce to ciągle mało popularna dziedzina.
Ale intensywnie się rozwija. ?Na Zachodzie wiele sporów trafia właśnie do mediacji i arbitrażu. Dlatego uważam, że ADR ma w Polsce naprawdę duże możliwości rozwoju. Mnie arbitraż zainteresował już podczas studiów. Pracę magisterską pisałem właśnie na ten temat. Było to dla mnie coś nowego, coś innego niż postępowanie przed zwykłymi sądami. Habilitowałem się także z tej dziedziny, pisałem pracę „Wyrok sądu polubownego w postępowaniu cywilnym". Wraz z kolegami, którzy także w pracy naukowej zajmują się tymi kwestiami, założyliśmy kwartalnik „ADR. Arbitraż i Mediacja".