Tak, ale studia prawnicze nigdy nie były bardzo wymagające. Pobierałem jednak nauki od ciekawych ludzi. Byłem w ostatnim roczniku studentów, których uczył profesor Koranyi. Chodziłem także na wykłady do prof. Czachórskiego, Berezowskiego, Sawickiego.
Zawsze się pan profesor fascynował prawem administracyjnym?
Bliższe mi było prawo międzynarodowe i postępowanie karne. Administracyjne pojawiło się pod koniec studiów. W Katedrze Prawa Administracyjnego były zresztą większe szanse na etat. Musiałem się więc nieco przekwalifikować. Wiedziałem, że Piotrek Kruszyński wybiera się do Katedry Postępowania Karnego. On miał większe szanse.
Czy od początku wiedział pan, że chce zostać na uczelni?
Nie. Chciałem zostać adwokatem, ale wtedy dostać się do tego zawodu było znacznie trudniej.
Przyjęto mnie na aplikację prokuratorską. Kiedy jednak pojawiła się propozycja z uczelni, porzuciłem aplikację. Uczelnia była, w przeciwieństwie od prokuratury, wolna od nacisków. Oczywiście gorzej płaciła. Doktorat napisałem po dwóch latach asystentury. Dostałem jednak wtedy stypendium doktorskie i nie opłacała mi się jego szybka obrona. Ze względów finansowych doktorem zostałem więc kilka miesięcy później, po wybraniu całego stypendium.