Jan Skoumal: Czy obowiązuje nas nowelizacja języka polskiego?

Czy za naruszenie uchwały Rady Języka Polskiego czeka nas o 6:00 nad ranem wizyta językowej policji? Czy może jest to tylko niewiążący nikogo zbiór zaleceń? To zagadnienie wbrew pozorom nie jest takie proste - nie tylko na gruncie prawnym.

Publikacja: 18.05.2024 15:08

Jerzy Bralczyk, członek Rady Języka Polskiego

Jerzy Bralczyk, członek Rady Języka Polskiego

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

Jeden z bohaterów „Old Shatterhanda” opowiedział na kartach powieści Karola Maya historię swojego „wygnania” z Saksonii, które zaczęło się od karczemnej kłótni o językową poprawność. twierdził bowiem, że powinno się mówić  „najsamprzód”, a jego rozmówcy obstawali przy wersjach „najprzód” oraz „na wyprzodki”. Gdy zaś do rozmowy dołączył nauczyciel, chcący ukrócić wszelkie wątpliwości i jako poprawną wersję podał „nasamprzód” — w ruch poszły kufle i pięści. Sprawa skończyła się procesem, dymisją i wyjazdem bohatera z kraju.

Najnowsza decyzja Rady Języka Polskiego, odgrywająca na naszym podwórku rolę takiego właśnie nauczyciela, wzbudziła równie wiele emocji. Pojawiły się głosy podważające sens niektórych zmian — z kwestią zapisywania nazw mieszkańców miast wielką literą na czele — które dały początek festiwalowi antyinstytucjonalnego oburzenia. Bo co to ma znaczyć, że jakaś rada ma nam dyktować, jak mamy pisać i mówić? 

Czytaj więcej

Rada Języka Polskiego ogłasza rewolucję. Nazwy mieszkańców miast wielką literą. Są też inne, ważne zmiany

Rada Języka Polskiego i jej polonistyczna nowelizacja

Znajoma prawniczka, posługując się branżowym żargonem, nazwała decyzję RJP „nowelizacją języka polskiego”. Warto zastanowić się więc nad tym, jaką moc mają uchwały Rady Języka Polskiego z punktu widzenia statuujących ją przepisów. Uprawnienie do ich wydawania wynika z art. 13 ustawy o języku polskim, który brzmi: „Rada (...) z własnej inicjatywy, wyraża, w drodze uchwały, opinie o używaniu języka polskiego w działalności publicznej oraz w obrocie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z udziałem konsumentów i przy wykonywaniu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej przepisów z zakresu prawa pracy oraz ustala zasady ortografii i interpunkcji języka polskiego”.

Opinie dotyczą więc zarówno używania języka polskiego w sferach publicznej, konsumenckiej i prawnopracowniczej, jak i zasad ortografii i interpunkcji w życiu codziennym.

Ustawa nie przesądza, czy opinie te są wiążącymi źródłami prawa, czy tylko niewiążącymi zaleceniami. Na ten temat wypowiadał się m.in. prof. Jerzy Podracki, lingwista z Uniwersytetu Warszawskiego i członek RJP. Wskazał on, że w listach kierowanych do Rady obywatele wielokrotnie domagali się zmian reguł językowych — tego jednak Rada zrobić nie mogła, gdyż „nie decyduje o prawach językowych”. Jak jednak zaznaczył, Rada ma prawo ustalać wiążące zasady w ostatniej z dziedzin, którą wymienia art. 13 — w sprawach ortografii i interpunkcji. Reguły ustalone przez RJP mają być obowiązkowe dla każdego użytkownika języka polskiego. Dotyczy to nazw pospolitych, własnych, geograficznych czy miejscowych. 

Brak przepisów i obowiązku publikacji

Odmiennego zdania są jednak prawnicy. Na opiniodawczo-doradczy charakter aktów RJP wskazywał prof. Maciej Zieliński. Kwestię rozwinął dr Paweł Czarnecki — uznał, iż „nie sposób jednak twierdzić, że uchwały mają wiążącą moc w stosunku do adresatów” oraz że przepisy ustawy nie wskazują nigdzie, że uchwały te są czymś więcej niż tylko zaleceniami.

Z pewnością więc nie musimy się obawiać, że wzorowana na orwellowskiej Policji Myśli policja językowa odwiedzi nas o 6:00 nad ranem, bo w Internecie napisaliśmy, że nowelizacja języka polskiego jest „minus-minus-dobra”.

Biorąc zaś pod uwagę fakt, że ustawa o języku polskim nie zobowiązuje Rady Języka Polskiego do publikacji swoich uchwał, nie możemy uznać ich za źródła prawa powszechnie obowiązującego — ogłaszanie aktów normatywnych w dzienniku urzędowym jest bowiem obowiązkowe. Nie może go zastąpić także ogłoszenie w innym miejscu niż dziennik urzędowy — tym samym publikacja uchwał Rady na jej stronie internetowej nie ma tu prawnego znaczenia.

Na uchwały Rady Języka Polskiego, w tym tę najnowszą, patrzeć musimy z zupełnie innej strony.

Czytaj więcej

Rada Języka Polskiego zabrała głos ws. feminatywów

Autorytet Rady czy rozproszona kontrola poprawności językowej?

Moc wiążąca uchwał Rady Języka Polskiego powinna się więc opierać przede wszystkim na autorytecie i powadze Rady. Język polski, jak każdy język ewoluujący pod wpływem zmian społecznych i dziejowych, potrzebuje kogoś, kto nada tym zmianom kierunek i uchroni nas przed językowymi wypaczeniami. W tej roli powinniśmy widzieć właśnie Radę, której członkowie — m.in. prof. Jerzy Bralczyk, prof. Jan Miodek, prof. Mirosław Bańko czy przewodnicząca RJP dr hab. Katarzyna Kłosińska — zdecydowanie zasługują na miano autorytetów językoznawczych, nadających Radzie powagi i mocy do rekomendowania nam, jak posługiwać się rodzimą mową.

Utrzymano tym samym jeszcze przedwojenną regułę pisania „krakowianin” i „warszawianin”, nie do końca zresztą uzasadnioną przez jej twórców i obaloną przez ostatnią uchwałę Rady.

Nie powinniśmy jednak obawiać się zabierania w tych sprawach głosu jako naród. Gdy w 1963 roku na łamach „Pisowni polskiej” ogłoszono wprowadzenie pisowni nazw mieszkańców miast i wsi wielką literą, społeczne oburzenie poskutkowało skierowaniem całego nakładu „Pisowni...” na przemiał.

Czytaj więcej

„Murzyn” oficjalnie odradzany przez Radę Języka Polskiego

Można pokusić się tu o analogię do tzw. rozproszonej kontroli konstytucyjności, w której to sądy powszechne uczestniczą w badaniu konstytucyjności przepisów prawa. Takimi sądami poprawności językowej bylibyśmy więc my jako społeczeństwo, oceniające zasadność tego, co słyszymy z ust wykształconych językoznawców. Ważne jednak, byśmy nie upierali się przy swoim tak jak bohater „Old Shaterhanda” i pozwolili specjalistom działać. W czasach, kiedy poprawność językowa cierpi pod naporem bylejakości i anglosaskich makaronizmów, powinniśmy jak kania dżdżu łaknąć pomocy ze strony eksperckich organów, takich jak Rada Języka Polskiego.

Jeden z bohaterów „Old Shatterhanda” opowiedział na kartach powieści Karola Maya historię swojego „wygnania” z Saksonii, które zaczęło się od karczemnej kłótni o językową poprawność. twierdził bowiem, że powinno się mówić  „najsamprzód”, a jego rozmówcy obstawali przy wersjach „najprzód” oraz „na wyprzodki”. Gdy zaś do rozmowy dołączył nauczyciel, chcący ukrócić wszelkie wątpliwości i jako poprawną wersję podał „nasamprzód” — w ruch poszły kufle i pięści. Sprawa skończyła się procesem, dymisją i wyjazdem bohatera z kraju.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Michał Zacharski: Areszt w państwie prawa. Chodzi nie tylko o immunitet
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Roman Giertych bierze się za „Kastę” i stawia sędziom najcięższe zarzuty
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy Adam Bodnar zrobi z Marcina Romanowskiego męczennika?
Opinie Prawne
Dariusz Lasocki: PKW odbierze PiS dotację? Komisja pod politycznym pręgierzem
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Czy renta wdowia jest sprawiedliwa? System emerytalny jest nie do utrzymania