Czym różni się historyk od prawnika? Ten pierwszy musi umieć postawić pytanie. Mniejsza o odpowiedź, bo może mu np. brakować źródeł, aby rozsądną zaproponować. Jeśli jednak nie sformułuje pytania, nie ma szans, aby ktoś na nie kiedykolwiek odpowiedział. Co innego prawnik, od którego oczekuje się przedstawienia, jak jest. Zawsze trzeba mieć gotową odpowiedź! „Nie wiem" w grę nie w chodzi, bo nieprofesjonalne. Najwyżej uchyli się on na chwilę lub odroczy spotkanie. Musi działać od razu, a w razie błędu tłumaczy potem, dlaczego nie był precyzyjny czy wręcz się pomylił: nie brał czegoś pod uwagę, zmieniły się unormowania, pojawiły nowe ustalenia faktyczne lub otworzyły inne kierunki wykładni. W niezwłocznej odpowiedzi prawnika nie ma przewrotności ani oszustwa. Przynajmniej z założenia nie powinno być nieuczciwości. Jest natomiast oczekiwana przez pytającego reakcja na wymóg chwili i świadomość wieloaspektowości, jaka charakteryzuje rzeczywistości społeczną, która podlega prawnej regulacji. Są zagrożenia, powiedziałbym, osobiste: pewność siebie, naturalne przekonanie, że ma się rację; brak elastyczności, nawet arogancja; może pojawiać się myśl, że o prawie ja decyduję, gdyż dokonuję jego interpretacji. Prawda, że właśnie ten, kto prowadzi wykładnię, mówi – czasem z najwyższym autorytetem – jakie jest prawo. Jeśli nie pozostaje współpracownikiem sprawiedliwości, lecz czuje się jej panem, i jeśli zabraknie mu pokory, może się tragicznie pomylić lub choćby śmiesznie czy kompromitująco potknąć. A jest odpowiedzialny – chce tego czy nie – przynajmniej wobec Boga i historii, zwłaszcza wobec historii prawa i zmieniającej się przecież nierzadko linii orzeczniczej.