Izba Odpowiedzialności Zawodowej zdecydowała we wtorek o tym, że sędzia Maciej Nawacki zachowa immunitet. Gdyby ktokolwiek nie skojarzył nazwiska, przypominam: Nawacki jest jednym z beneficjentów dobrej zmiany w wymiarze sprawiedliwości, prezesem Sądu Rejonowego w Olsztynie z nadania Zbigniewa Ziobry i członkiem obecnej Krajowej Rady Sądownictwa. To on wyposażony w „wyroki” kwestionowanej Izby Dyscyplinarnej SN przez lata szykanował sędziego Pawła Juszczyszyna, m.in. odsuwając go od orzekania i blokując mu dostęp do systemów informatycznych sądu (ale łaskawie pozwalając korzystać z… biblioteki). Na przydomek „Dr. Dre” zapracował, drąc w 2020 r. przed telewizyjnymi kamerami projekt uchwały olsztyńskich sędziów biorących Juszczyszyna w obronę. Takich niekonwencjonalnych wyskoków ma na swoim koncie zresztą więcej.

Czytaj więcej

Sąd Najwyższy: prezes Maciej Nawacki nie straci immunitetu

Ale odpowiedzialność karną miał ponieść właśnie za bezprawne działania wobec Juszczyszyna, w tym za niewykonanie korzystnych dla niego orzeczeń sądu i za nadużycie władzy. Nie odpowie, przynajmniej na razie (jest jeszcze druga instancja), bo na przeszkodzie stanęła Izba Odpowiedzialności Zawodowej. A konkretnie jeden sędzia, bo w tej sprawie Sąd Najwyższy decydował w jednoosobowym składzie. Jego rozstrzygnięcie dowodzi, że w samym SN dotąd nie przyjęło się bogate orzecznictwo trybunałów europejskich stwierdzających, że Izba Dyscyplinarna nie była sądem. Wciąż za to króluje pogląd, iż wyrokom choćby Strasburga można przeciwstawiać kasujące je wyroki rodzimego Trybunału Konstytucyjnego, dając prymat tym drugim.

Innymi słowy wszyscy spodziewający się szybkiego rozliczenia „dobrozmianowców” w wymiarze sprawiedliwości otrzymali we wtorek zimny prysznic, przekonując się, że bez uporządkowania samego Sądu Najwyższego nie będzie to łatwe. A sędzia Nawacki dostał uchwałę, której na pewno nie podrze.