Przeczytałem właśnie najbardziej znany ostatnio polski akt prawny - ustawę o Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022 (dalej ustawa o Komisji). Skoro na każdym kroku natykam się na komentarze jakiś mądralińskich, w tym na hymn rozpaczy sędziów Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, to postanowiłem sięgnąć do źródła.
Po lekturze zacząłem podziwiać ten amok i rozpętaną awanturę. W sumie wywołano wojnę o nic. Ustawowe rozwiązania to proste kopie różnych procedur dotyczących uzyskiwania danych, pozyskiwania dowodów, przesłuchiwania świadków, zwalniania z tajemnic itp. Ustawodawca – bardziej lub mniej zgrabnie - wielokrotnie odwołuje się do przepisów Kodeksu karnego, Kodeksu postępowania karnego, Kodeksu postępowania administracyjnego czy Postępowania egzekucyjnego w administracji. A skoro część czynności ma wykonywać prokurator lub sąd to gwarancje istnieją. I jest ich tyle, że nawet nie mogę uwierzyć, że wyszło to spod ręki Zjednoczonej Prawicy, a nie Adama Bodnara. Tylko sam efekt wybranej techniki legislacyjnej jest słaby. Przesłuchanie do 17 września kogoś średnio inteligentnego w tych procedurach – jeśli zainteresowany nie będzie chciał tego – będzie niewykonalne.
Czytaj więcej
Ustawa o komisji ws. wpływów rosyjskich wywołuje wiele obaw i wątpliwości oraz tworzy trudne do zrzucenia odium.
Komisja nie zagrozi Tuskowi
Także żaden z trzech tzw. ustawowych środków zaradczych (choć sama nazwa budzi zdziwienie) nie jest w stanie zagrozić nikomu z pierwszej ligi polityki, a już na pewno nie zablokuje powołania Donalda Tuska na premiera, ponieważ:
po pierwsze, żeby cofnąć certyfikat bezpieczeństwa, to trzeba go najpierw nadać. Aby nadać certyfikat, trzeba przeprowadzić postępowanie sprawdzające. A wobec premiera, posłów i senatorów i wielu innych podmiotów postępowania sprawdzającego nie przeprowadza się (zob. art. 34 ust. 10 ustawy o ochronie informacji niejawnej). Są oni uznani za osoby sprawdzone z mocy prawa, nawet gdyby co dziennie pili wódkę z rosyjskimi agentami. Mają więc dostęp do tajemnicy państwowej z faktu powołania/wyboru. Utracić dostęp mogą wtedy, kiedy stracą funkcję, a tę mogą stracić wyłącznie w skutek decyzji politycznych podmiotów powołujących/wybierających, albo w innych przewidzianych prawem trybach.