Porozumienie w sprawie KPO, które przywiozła Ursula von der Leyen, jest ważnym krokiem kończącym nieprzyjemną dla Polski batalię. Pytanie, czy będzie trwałe. Bo guzik z przelewami zostanie wciśnięty wtedy, gdy konkretne punkty dotyczące Izby Dyscyplinarnej, przywrócenia zawieszonych sędziów, reformy systemu dyscyplinarnego zostaną zrealizowane w praktyce, a nie tylko na papierze.
Czy zatem Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN, powołana w miejsce Dyscyplinarnej, będzie działała? A co, gdy się okaże, że starzy sędziowie nie będą chcieli w niej orzekać z nowymi, jeżeli tacy znajdą się w jej składzie, i system dyscyplinarny nie zadziała? A w efekcie trudno będzie przywrócić do orzekania zawieszonych sędziów? Może być też tak, że ich przywrócenie do pracy napotka proceduralny i formalny opór ze strony tych, którzy całe to porozumienie traktują jako dyktat ze strony Brukseli.
Może to czarnowidztwo, ale na horyzoncie majaczą też inne przeszkody związane z praworządnością. Krajowa Rada Sądownictwa (żaden z „kamieni milowych”, czyli warunków wypłaty pieniędzy, nie dotyczy postulowanych w niej zmian) w każdej chwili może być przywołana jako problem i stać się głównym punktem unijnej debaty o praworządności w Polsce. Potencjalną przyczyną podobnych sporów są problemy we współpracy z Prokuraturą Europejską, Trybunał Konstytucyjny, odwołanie przez Ziobrę prezesów sądów powszechnych czy niektóre zmiany w Sądzie Najwyższym podważane już w Strasburgu.
To wszystko tykające bomby. Bo na spór prawny nakłada się bardzo mocny spór polityczny między rządem w Warszawie a niechętnymi mu politykami unijnymi. W Komisji Europejskiej nie było jednomyślnej zgody na KPO. O sytuacji w Parlamencie Europejskim, gdzie od lat Polska jest rytualnie chłostana za łamanie praworządności, nawet nie ma co wspominać.
Prawne preteksty i presja polityczna mogą zatem sprawić, że wypłata pieniędzy z KPO będzie znowu hamowana. Politycy europejscy mogliby w ten sposób zmuszać polski rząd do kolejnych ustępstw w sprawie sądownictwa. Z kolei Zjednoczona Prawica dziś z dużą otwartością podchodzi do dialogu z Brukselą, ale czy tak samo będzie za pół roku, u progu kampanii wyborczej? Elektorat prawicy, w którym zaszczepiono niechęć do wymiaru sprawiedliwości, może mieć coraz większy problem ze zrozumieniem odwrotu zarządzonego przez Jarosława Kaczyńskiego. A wtedy łatwo będzie o powrót do hasła: „Nie oddamy Brukseli ani guzika!”.