Paweł Lewandowski: Przede wszystkim spokój. Pełnomocnik powinien wobec sądu i innych stron postępowania zachowywać się kulturalnie, co nie znaczy, że nie stanowczo. Obraz prawnika biegającego po sali sądowej i wykrzykującego swoje racje to mit z amerykańskiej kinematografii. Nic nie irytuje bardziej składu sędziowskiego niż agresywny prawnik. Oczywiście koledzy i koleżanki o silnej osobowości często mają pokusę, by wyraziście, może czasem nazbyt wyraziście, przedstawiać swoje poglądy. Trzymanie emocji na wodzy jest jednak bardzo ważne.
Paweł Paradowski: W skomplikowanych sprawach przydaje się dar skrótu. Chodzi o to, by syntetycznie i zrozumiale przedstawić sądowi istotne dla sprawy zagadnienia. Każda dziedzina wiedzy ma przecież swój żargon i siatkę pojęciową. Jeśli prawnik umie to przełożyć na język zrozumiały dla ogółu, a przy tym podkreślić zagadnienia istotne dla sprawy – zwiększa szanse na wygraną. Przecież gdy dokumentem w sprawie jest np. dziennik budowy zawierający multum specjalistycznych informacji technicznych, nie można oczekiwać od sędziego, że będzie na własną rękę starał się je zgłębić. Pełnomocnik nie tylko wytłumaczy, co inżynier miał na myśli, ale też wskaże najistotniejsze dla sprawy fragmenty tego dziennika.
Józef Palinka: Dar skrótu jest szczególnie cenny dla prawników procesowych. Gdy prawnik „transakcyjny", który przygotowuje umowy cywilnoprawne, użyje w nich setek trudnych sformułowań, być może nikomu to nie zaszkodzi. Najwyżej ktoś straci czas na lekturze zawiłego dokumentu. Jeśli jednak zasypie sąd setką specjalistycznych i niezrozumiałych pojęć, to cały przekaz może sędziemu gdzieś ulecieć. Trzeba więc, niczym Juliusz Cezar „ćwiczyć lapidarność stylu". To nie zawsze jest łatwe. Zresztą dotyczy to nie tylko używania specjalistycznych pojęć, ale w ogóle sztuki argumentacji. Lepiej w piśmie procesowym wybrać pięć konkretnych argumentów niż rozpisywać się na pięćdziesiąt. To wcale nie ułatwia sędziemu pracy, wręcz przeciwnie – może rozmyć istotę sprawy. Trzeba sędziemu dać szansę, by dobrnął do końca argumentacji pełnomocnika i nie usnął podczas lektury.
Paweł Paradowski: Czasem dochodzi do sytuacji, w których prawnik postępuje wręcz odwrotnie. Przedstawia tysiąc argumentów, mało merytorycznych, a opartych głównie na potknięciach przeciwnika procesowego. Niestety, sąd ma w zasadzie zasznurowane usta i musi takich argumentów wysłuchać.
Paweł Lewandowski: Sędzia ma bardzo ograniczone możliwości powiedzenia stronom (ich pełnomocnikom), co jego zdaniem jest istotą problemu. Co więcej, czasami sędzia widzi, że czegoś nie rozumie, chciałby dodatkowych wyjaśnień stron. Niestety, musimy często działać intuicyjnie, odczytywać z postawy sędziego jego nastawienie do sprawy, co go interesuje, a czego nie rozumie.
Józef Palinka: Taka możliwość istnieje w arbitrażu, a w niektórych przypadkach, zwłaszcza sporów międzynarodowych, bywa obowiązkiem sądu arbitrażowego. Zaznajamia się z argumentami stron, po czym wysyła im listę zagadnień, które jego zdaniem są kluczowe dla sprawy. Po omówieniu tej listy i ewentualnych zastrzeżeniach stron powstaje zestaw pięciu–sześciu zagadnień, do których arbitrzy ograniczają spór. To znakomicie usprawnia jego prowadzenie. Uniemożliwia też „strzały" w ostatniej chwili, przeciąganie sporu na zupełnie nowe pola. Takie próby w arbitrażu skazane byłyby na niepowodzenie, bo stosowne wnioski byłyby odrzucane. Tymczasem nasz sąd powszechny właściwie do końca milczy i nie wiemy, czy w ostatniej chwili nie przyjdzie mu do głowy jakiś argument, którego strony w ogóle nie użyły.