Trudno wyrokować, czy o pogorszeniu się kondycji adwokatury zdecydowały zmiany społeczno-gospodarcze w latach 90. XX wieku, otworzenie dostępu do zawodu w pierwszej dekadzie XXI w. czy rewolucja cyfrowa odczuwalna szczególnie w ostatnich latach. Tak czy inaczej, na wzór bohatera jednej z książek Marka Hłaski, który mówi o sobie: „Raz w życiu pomyliły mi się kroki i od tego czasu chodzę krzywo", także adwokatura – odkąd zeszła ze znanych sobie torów, wciąż nie może obrać właściwego kierunku. Zamiast korzystać z dobrodziejstw płynących z potencjału środowiska, ugruntowuje nie tylko w sobie, ale i w otoczeniu przekonanie, że wprawdzie przegrała już niejedną bitwę, ale nadal wiele porażek przed nią. Nieuniknionych z tej przyczyny, że zamiast pochylić się nad sobą i przyznanymi przez ustawę zadaniami, adwokacki samorząd naczelny zdaje się rzadziej mieć wizję, częściej zaś – widzenia. W kategoriach mrzonki bowiem lub co najmniej niczym nieuzasadnionej projekcji należy traktować deklaracje zmian, które są w pełni uzależnione od decyzji ustawodawcy i nie znajdując oparcia w obowiązującym prawie, nie są możliwe do przeprowadzenia samodzielnie przez samorząd.