Dziś sprawa kojarzy się głównie z gruntami warszawskimi i komisją weryfikacyjną. Sztandarowym przykładem patologii jest działka przy ul. Chmielnej 70, od której wszystko się zaczęło. Warta 100 mln zł, została przejęta za bezcen przez cwaniacki urzędniczo-prawniczy układ. Stało się tak, choć na podstawie umowy z Danią Skarb Państwa zapłacił przed laty odszkodowanie przedwojennym właścicielom i działka powinna znajdować się w jego zasobach. Tyle że w PRL do kwestii faktycznej własności nieruchomości nikt nie przywiązywał zbytniej wagi, a z tego myślenia nie wyzwolili się też do końca budowniczowie wolnej Polski. I informacji o Chmielnej nigdy nie wpisano do ksiąg wieczystych, w których figurował dawny właściciel.
Tego rodzaju Chmielnych może być nawet kilkanaście tysięcy. Bo podobne umowy odszkodowawcze podpisano w PRL łącznie z 14 krajami. Polska na ich podstawie zapłaciła odszkodowania. Ministerstwo Finansów prowadzi specjalny rejestr ponad 8 tys. nieruchomości, które zostały spłacone w ten sposób. Tyle że – jak dziś piszemy – księgi wieczyste w większości o tym milczą. I często figurują w nich nadal przedwojenni właściciele.
Mimo że to łatwy łup dla reprywatyzacyjnych oszustów, co już zresztą niektórzy z nich udowadniali, próbując choćby reaktywować przedwojenne spółki, od dekad kolejni ministrowie finansów nie kwapią się, aby rozbroić tę bombę. W ich resorcie, który ma na polu reprywatyzacji długą i złą tradycję, nie ma nawet wydziału, ba, biura, które poważnie zajęłoby się weryfikacją statusu tych nieruchomości, choć ich łączna wartość może sięgać miliardów złotych.
Brak zapału w ich zabezpieczaniu jest niezrozumiały zwłaszcza dziś, kiedy MF, zobowiązane do unormowania tych spraw, głośno chwali się kolejnymi sukcesami w walce z oszustwami podatkowymi. W tym kontekście taka niefrasobliwość graniczy z wręcz absurdalną niegospodarnością. Nie trzeba mieć specjalnej fantazji, by wyobrazić sobie, co przynosi ten bezruch. Wspomniany rejestr jest dostępny również dla zaprawionych w bojach reprywatyzacyjnych cwaniaków, wyspecjalizowanych w przejmowaniu nieruchomości metodą na testament, kuratora itp. Te, które już sprzedano, znacznie trudniej będzie odzyskać.
Po powołaniu w Sejmie komisji weryfikacyjnej państwo wpadło w dziwne samozadowolenie, że sprawa jest pod kontrolą. Historia z rejestrem pokazuje, że jest wręcz przeciwnie, a afery w Warszawie mogą być jedynie wycinkiem patologii, która trwa w najlepsze pod nosem zadowolonych z siebie polityków.