Wielu prawników unika przyznania, że sądy tworzą prawo, a niektórzy, przyznając, że tak właśnie jest, nie chcą, by sędziowie tę ich rolę eksponowali. Uważają, że powinni ją ubierać w zgrabne formułki, że takie a takie rozstrzygnięcie wynika z innych przepisów, z systemu prawnego, jego ogólnych zasad itp. Tak czy inaczej, nie ma wątpliwości, że wiele wyroków, zwłaszcza dotyczących nowych (precedensowych) kwestii, reguluje jakiś segment stosunków międzyludzkich, wskazuje np. granice odpowiedzialności majątkowej jednych, a jednocześnie prawo do odszkodowania innych.
W ostatni wtorek np. Sąd Najwyższy orzekł, że sąd może przyznać zadośćuczynienie pieniężne od sprawcy (ubezpieczyciela) za krzywdę najbliższych poszkodowanego, w tym wypadku rodzicom dziewczynki, która na skutek błędu okołoporodowego (z winy lekarza) doznała ciężkiego i trwałego uszczerbku na zdrowiu, stała się niezdolna do samodzielnego życia i nie ma z nią kontaktu intelektualnego.
Nie jest to prosta kwestia, są racje za zadośćuczynieniem dla bliskich (obok oczywiście świadczeń dla samego poszkodowanego – bo to oczywiste) i są też przeciwko, a przez lata PRL uznawano, że za tego rodzaju cierpienia tylko sam poszkodowany może żądać zadośćuczynienia. Sprawiedliwość, ten drogowskaz służący tworzeniu i stosowaniu prawa, nie dawała spokoju i sądy przy okazji różnych takich nieszczęść szukały sposobu, by im zadośćuczynić. Nie trzeba bowiem tłumaczyć, że, jak w tej sprawie, nie tylko dziewczynka została skrzywdzona, ale i jej rodzice. Choćby sprawiała im jak najwięcej radości, części szczęścia zostali pozbawieni.
Być może kiedyś ustawodawca takie prawo rodziców zapisze w ustawie, ale z czasem pojawią się inne niesprawiedliwości, które życie i sądy ujawnią. Na tym polega współżycie ustawodawcy z sądami. ©?