Co istotne wpływ ten Państwo ma mieć za poprzez decyzje niezależnego i niezawisłego sądu, lecz poprzez organ zależny od władzy politycznej, w sposób polityczny wybierany i posiadający instrument nacisku w postaci nakładanych administracyjnych kar pieniężnych. Założenia projektu ustawy, w połączeniu z ostatnimi działaniami władzy na rynku medialnym takimi jak przejęcie dzienników i portali lokalnych należących do Polska Press, przez kontrolowany przez Skarb Państwa Orlen, trudności z przedłużeniem koncesji na nadawanie programów telewizyjnych TVN24 i innym stacjom z grupy Discovery, zapowiadane nieoficjalnie przejęcie wydawcy Rzeczpospolitej przez kontrolowaną przez Skarb Państwa jedną ze spółek grupy PZU, czy w końcu przegłosowana przez sejm ustawa medialna, bezpośrednio uderzająca w grupę TVN i jej właściciela, poddają w wątpliwość czy intencją projektodawców z ministerstwa Sprawiedliwości jest rzeczywiście ochrona wolności słowa i pluralizmu. W tych okolicznościach przedstawiony przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt o ochronie wolności słowa przypomina uchwałę lisów o ochronie bezpieczeństwa kur i kurników, którego miałaby strzec wybierana demokratycznie rada, w której z uwagi na procedurę wyboru i tak zasiadać będą lisy.
Czytaj więcej
Na straży wolności słowa w internecie ma stanąć specjalna rada. Będzie też nowa procedura sądowa.
Czytaj więcej
Przez kilka godzin może miliardy użytkowników nie mogły korzystać z Facebooka i kilku innych serwisów powiązanych. Czy mają jakieś szanse na odszkodowanie?
Nie tylko Facebook i Twitter, ale także polskie redakcje i portale narażone na wysokie kary pieniężne.
O czym się nie mówi, ustawa skonstruowana jest w ten sposób, że nakładane na serwisy społecznościowe obowiązki, w tym dotyczące sprawozdań, wewnętrznego postępowania kontrolnego i administracyjne kary pieniężne dotykać będą także portale i redakcje umożliwiające dodawanie komentarzy przez czytelników i użytkowników pod artykułami. Wystarczy, że portal prowadzony przez redakcję, choćby taki jak internetowe wydanie Rzeczpospolitej, Gazety Wyborczej lub portale takie jak Onet.pl lub Interia.pl, jeżeli posiadają one milion użytkowników, zarejestrowanych w celu umożliwienia umieszczania komentarzy pod artykułami. Powstaje zatem zagrożenie, że nieprzychylne władzy redakcje narażone będą na represje finansowe w postaci administracyjnych kar pieniężnych, pod pretekstem nie spełnienia obowiązków wprowadzonych przez ustawę o ochronie wolności słowa.
Projekt zakłada, że nowa ustawa dotyczyć będzie serwisów społecznościowych posiadających co najmniej milion użytkowników i de facto skierowany jest do serwisów takich jak Facebook (wraz z Instagramem ponad 18 mln użytkowników w Polsce) i Twitter (6,5 mln użytkowników). Jednocześnie ani ten, ani poprzednie rządy nie zrobiły przez lata nic, by choćby spróbować rozwiązać rzeczywiste problemy związane z usługami cyfrowymi, świadczonymi przez amerykańskich gigantów, takich jak Facebook czy Google, a mianowicie z ochroną danych i prywatności użytkowników. Zakres danych o użytkownikach jakimi dysponują Facebook i Google wykracza daleko poza konieczną do świadczenia ich usług. Cyfrowe usługi Facebooka czy Google wcale nie są darmowe. Za usługi o wątpliwej jakości użytkownicy płacą cenę swojej prywatności, w skali i o wartości której nawet nie są świadomi. O ile można tłumaczyć brak świadomości zagrożenia ze strony zwykłych użytkowników, to braku tej świadomości po stronie rządzących wytłumaczalny już nie jest. Jak pokazuje afera mailowa, powiedzieć o braku świadomości to tak jakby nic nie powiedzieć. Mamy do czynienia z rażącym naruszeniem procedur, które w najlepszym przypadku naraża Państwo i jego organy na śmieszność, a nawet naraża bezpieczeństwo Państwa. Jak trafnie ujął to profesor Eben Moglen z Uniwersytetu Columbia, „Po co nam KGB, jeśli mamy Facebooka?” W sytuacji gdy serwisu społecznościowe i cyfrowi giganci kontrolują naszą prywatność, mają dostęp do korespondencji, prywatnych wiadomości, wiedzą co kupujemy w sieci, za pomocą geolokalizacji wiedzą gdzie przebywamy i dane te narażone są na dostanie się w niepowołane ręce, Ministerstwo Sprawiedliwości której faktycznym celem jest wpływ na treści publikowane w serwisach społecznościowych, która nie jest dostosowana do cyfrowej rzeczywistości XXI w.