W tym ostatnim wypadku chodzi o to, by pomoc trafiała do kobiet, które rzeczywiście muszą same stawiać czoło trudom wychowania potomstwa. Panie mierzące się z takim wyzwaniem mogą liczyć np. na preferencyjne rozliczenie się z podatków ze swoimi dziećmi i na pierwszeństwo w przyjęciu ich do żłobka czy przedszkola. Najbiedniejsze matki dostają też świadczenia pieniężne.
Czytaj także: Samotność matki jest dokładnie sprawdzana
Niestety, zdarzało się często – i pewnie nadal zdarza – że kobiety korzystały z takich mechanizmów wsparcia, mimo że samotne nie były. Żyły z partnerem jak z mężem i tylko formalnie ich status był inny. Opłacało się bowiem być samotną matką. Na takim procederze traciły inne rodziny i osoby wychowujące dzieci w nieformalnych związkach, które np. ubiegając się o miejsce w przedszkolu, uczciwie przyznawały, że ślubu nie mają, ale dziecko wychowują razem.
Jak pokazuje raport łódzkiej uczelni, dziś taki patent na życie nie jest już taki prosty. Kontroluje się, czy matka zgłaszająca dziecko do żłobka lub przedszkola jako samotnie je wychowująca nie kłamie. Samorządy prowadzą akcje informacyjne na temat skutków wyłudzania świadczeń, dlatego coraz częściej z donosów dowiadują się, że ktoś pobiera świadczenie, choć o samotnym rodzicielstwie w jego przypadku nie ma mowy. Status rodziców sprawdzają także urzędnicy z ośrodków pomocy społecznej.
To, że trzeba to robić, nie najlepiej świadczy o uczciwości niektórych naszych obywateli. Może właśnie to nie pozwoliło na przyznanie 500+ samotnym matkom już na pierwsze dziecko. Może bano się, że liczba rozwodów nagle wzrośnie, bo 500 zł wpadnie, a z mężem będzie się żyło dalej.