W Lech am Arlberg jest dużo śniegu, słońca i nowoczesnych wyciągów. Bywalcy Lech i pobliskiego St. Anton mają szczęście, z którego nawet nie zdają sobie sprawy. Nie mają pojęcia, kim są Mariusz Kamiński i Zbigniew Ziobro. Oczywiście poza nielicznymi wyjątkami, czyli Polakami, którzy podczas urlopu nie mogą żyć bez Internetu, gdzie można było przeczytać, co o wyroku w sprawie dr. Mirosława G. sądzi przedstawiciel polskiej palestry, czyli adw. Rafał Dębowski.
Mecenas uważa mianowicie, że sędziemu Igorowi Tulei, który w składzie jednoosobowym sądził lekarza oskarżonego o przyjmowanie łapówek, zabrakło narady z ławnikami. Że wyrok wydany w składzie trójkowym, gdzie sędzia musiałby uzgodnić uzasadnienie z ławnikami, byłby lepszy niż wydany w składzie jednoosobowym! Że taki wyrok uciszyłby polityków. Obawiam się, że mec. Dębowski uważa wręcz, że panowie Ziobro i Kamiński zgodziliby się z ocenami zawartymi w ustnym uzasadnieniu wyroku w sprawie dr. Mirosława G., gdyby podpisały się pod nim trzy osoby.
To ostatnie twierdzenie razi naiwnością. Dopiero byłby rejwach, gdyby się okazało, że za totalnym potępieniem metod stosowanych przez śledczych w okresie, gdy podlegali obu wymienionym politykom, sędziowie opowiedzieli się jednogłośnie.
Po co na sali ławnik
Odnosząc się do przemyśleń mec. Dębowskiego, muszę przytoczyć dwie anegdotki. Jako aplikant sądowy pobierałem nauki u sędziego S. Był inteligentny, miał poczucie humoru i znał prawo jak mało kto. Sądził arbitralnie, co przejawiało się tym, że niespecjalnie przejmował się zdaniem ławników. Może właśnie dlatego skład, któremu przewodniczył, wydawał bardzo mądre wyroki. Któregoś dnia adwokat X, który – podobnie jak mec. Dębowski – rzadko brał udział w sprawach karnych, uznał decyzję mojego patrona za nietrafną i postanowił odwołać się do składu orzekającego. Sędzia S. popatrzył na niego z politowaniem, spojrzał w prawo, potem w lewo i wskazując na ławników kciukami skierowanymi na zewnątrz, zapytał z niedowierzaniem: „to znaczy do nich?". Adwokat natychmiast cofnął wniosek. Dotarło do niego, że wygłupił się, choć prawo było po jego stronie.
Kilka lat później, podczas narady z ławnikami, kiedy referowałem kwestię winy, ławnik, którego uważałem za człowieka rozsądnego, powiedział: panie sędzio, oskarżony nie jest winien, skażmy go na grzywnę. Dlatego do wartości, jaką – zdaniem mec. Dębowskiego – ma być w procesie karnym „kolektywna narada" (rozumiem, że użyta tautologia ma wzmocnić argumenty przemawiające za składem trójkowym), czyli dyskusji sędziego z ławnikami, mam sporo dystansu. Bo dyskusja ma sens wtedy, gdy sędzia ma prawdziwego partnera do rozmowy. A to wymaga orzekania w składzie zawodowym. Z perspektywy Lech am Arlberg i czterdziestu lat spędzonych na sali sądowej dziękuję opatrzności, że pan sędzia Tuleya nie musiał korzystać z pomocy ławników.