Krajowa Rada Sądownictwa wielokrotnie ustosunkowywała się do nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych. Już na etapie projektu wyraziła stanowczy sprzeciw wobec niektórych jej rozwiązań. Zdania tego nie zmieniła w czasie dyskusji na posiedzeniach komisji sejmowej i senackiej. Nie zmieniła zdania także po uchwaleniu tego projektu.
Istotnie, jak wskazują szefowie Ministerstwa Sprawiedliwości, ustawa wprowadza inny model sprawowania nadzoru nad działalnością administracyjną sądów. Tyle tylko, że ten inny model to nadal model nadzoru władzy wykonawczej nad sądowniczą. A przecież mógłby to być nadzór Sądu Najwyższego – władzy sądowniczej.
Nie spotkał się z aprobatą środowiska sędziowskiego zamysł wprowadzenia ocen pracy sędziów. Krytykowali pomysł szkolarskiego oceniania ich na stopnie, ale także fakt, że oceny tej miał dokonywać specjalny korpus sędziów wizytatorów, którzy – ze szkodą dla wymiaru sprawiedliwości – musieliby zostać oderwani od sądzenia, co nie pozostałoby bez wpływu na sprawność postępowania sądowego.
Teraz, po uchwaleniu ustawy, wątpliwości budzi brak w niej należycie uszczegółowionych kryteriów ocen, na podstawie których sporządzony będzie indywidualny plan rozwoju sędziego. Pozostawienie tak ważnej kwestii do ustalenia w rozporządzeniu wykonawczym rodzi pytanie o konstytucyjność tego rozwiązania.
Zagrożenia dwuwładzą
W obliczu zmieniającego się niemalże jak w kalejdoskopie prawa konieczność szkolenia sędziów to zadanie priorytetowe. Pomoc sędziom, którzy nie radzą sobie z problemami, to pomysł godny pochwały. Tyle tylko, że dla dobrej i skutecznej diagnozy zawartej w planie rozwoju sędziego konieczna jest dogłębna analiza uwzględniająca okoliczności, w jakich sędzia podejmuje decyzje, ale to nie wystarczy. Konieczne są środki umożliwiające wprowadzenie takiego planu w życie. Co się stanie, gdy oceniający sędziego wskaże, że przyczyną „nieradzenia sobie" jest jedynie duża liczba spraw pozostawionych mu do rozstrzygnięcia?