Gdy praktykowaliśmy do zawodu, nasi mistrzowie wskazywali na kilka cech niezbędnych w profesji. Adwokat powinien być niezależny, działać, opierając się na własnych poglądach, oczywiście uwzględniając dobre rady kolegów, ale nie poddając się wpływom godzącym w jego niezawisłość. Powinien reprezentować profesjonalizm najwyższej próby, bo tylko w ten sposób skutecznie może pomóc klientowi. Wydawało się nam, że są to zasady uniwersalne jak dekalog, że obowiązywać będą zawsze, niezależnie od okoliczności.
Myliliśmy się. Władze korporacji adwokackiej uznały, że zasady są jak plastelina. Tak jak Marks z Engelsem, a po nich Lenin potrafili wywrócić budowany od pokoleń ład społeczny, tak kilku członków prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej potrafiło podważyć wartości, które przekazywali nasi mistrzowie. Zdarzenia, które opisujemy, rozegrały się w ciągu kilku ostatnich dni.
Czego się boją?
Przy Naczelnej Radzie Adwokackiej działa Komisja Etyki zajmująca się określaniem standardów obowiązujących w zawodzie adwokata. Przewodniczącym komisji był adwokat Jakub Jacyna, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli środowiska, ceniony za profesjonalizm, niezależność opinii i umiejętność łączenia tradycji z wymaganiami zmieniającej się rzeczywistości. Z racji swojej funkcji mec. Jacyna musiał odpowiadać na pytania członków korporacji związane z wykonywaniem zawodu. Do Komisji Etyki wpłynęło m.in. pytanie, w jakich sytuacjach adwokaci mogą się posługiwać tytułem specjalisty w danej dziedzinie prawa. Pytanie bardzo istotne, zmierzające do ustalenia, czy do podania takiej informacji potencjalnemu klientowi potrzebna jest nie tylko chęć działania na danym polu, ale i konkretny dorobek zawodowy.
Komisja zwróciła się do organu zwierzchniego, czyli prezydium NRA, z prośbą o zdefiniowanie pojęcia „specjalista" i ewentualne wprowadzenie procedury certyfikacji. W tym czasie mec. Jacyna, zapytany przez dziennikarkę „Rzeczpospolitej", wyraził swój prywatny pogląd w tej sprawie. Powiedział mianowicie, że w tej kwestii bliskie są mu reguły stosowane w Niemczech. Tam adwokat, by móc posługiwać się określeniem: „Fachanwalt fuer...." i np. „Arbeitsrecht", powinien zdawać co trzy lata egzamin przed korporacyjną komisją, co więcej, może posługiwać się tytułem specjalisty najwyżej w trzech dziedzinach prawa. Powód jest oczywisty: potencjalny klient uniknie wprowadzenia w błąd. Nie padnie ofiarą omnibusa specjalizującego się we wszystkich dziedzinach prawa, który w rzeczywistości ma problem z odnalezieniem na półce właściwego kodeksu. W Niemczech adwokat pragnący używać wyróżniającego go tytułu musi poddać się wewnątrzkorporacyjnej weryfikacji. Co w tym złego?
Obaj autorzy tego tekstu od lat 80. wykonują zawód adwokata na salach karnych, od wielu lat prawo karne również wykładają. Stawanie przed komisją weryfikacyjną złożoną często – siłą rzeczy – z młodszych kolegów, mogłoby być nieco krępujące. Żaden z nas nie widzi jednak przeszkód, żeby takiej weryfikacji się nie poddać. Każdy egzamin podnosi własne kwalifikacje zawodowe. Certyfikacja leży zatem w interesie naszych klientów. Z prywatnym projektem mec. Jacyny moglibyśmy polemizować, ale cenimy autora za odwagę i próbę zachęcenia środowiska do podnoszenia kwalifikacji. Jego wypowiedź była przejawem intelektualnej niezawisłości i swobody wypowiedzi adwokata, który ma prawo mieć i przedstawiać własne poglądy.