Nie jest to zatem już przejaw elitarnego gadżeciarstwa uprawianego przez fanatyków technicznych nowinek. Elektroniczne zeznania zapobiegają też pomyłkom rachunkowym. System „e-deklaracje" sam w wielu miejscach podpowiada, co wpisać i sam oblicza co trzeba. Przecież nie wszyscy są mistrzami matematyki i nie wszyscy znają na pamięć reguły podatkowych rachunków. A pomyłki bywają dla podatnika kosztowne.
Trzeba jednak pamiętać, że PIT-y składa rokrocznie ponad 24 mln podatników. Na papierową wersję nadal decyduje się ich przytłaczająca większość. Dlaczego tak się dzieje, skoro różne badania zgodnie pokazują, że z Internetu korzysta regularnie aż 50-60 proc. rodaków?
Chyba znam odpowiedź. Sam jestem entuzjastą elektronicznych PIT-ów, korzystam z nich i wiele razy zachęcałem Czytelników do tego samego. Ale mam wrażenie, że ministerialni informatycy traktują mnie jak gadżeciarza, który samochodem nie jeździ dłużej niż dwa lata, każdej zimy musi mieć nowe narty, a co trzy miesiące nowy smartfon. Bo zainstalowane rok temu oprogramowanie do PIT-ów (zwane wtyczką) trzeba zaktualizować. Podobnie z programem Adobe. Podobnie z aplikacją „E-deklaracje Desktop". Niby o tym wszystkim Ministerstwo uprzedza na swojej stronie internetowej, niby aktualizacje są za darmo, ale... tym, którzy nie są entuzjastami informatyki, może się odechcieć. A przecież w prawie podatkowym nie było w ostatnim roku jakiejś wielkiej rewolucji, by zmieniać narzędzia do wypełniania obowiązków wobec fiskusa. I mówię to w imieniu licznej – jak podejrzewam – rzeszy ludzi, którzy chcą wygodnie wypełnić PIT-a, a boją się przyznać do tego, że nie gonią za każdą nowinką. Niby dlaczego na siedmioletnim laptopie mogę bez kłopotów obsługiwać moje elektroniczne konto bankowe, nie aktualizując oprogramowania przed każdym przelewem?
I żeby było jasne – nie podejrzewam MF o jakieś ustawione zamówienie dla spryciarzy, co roku piszących nowe programy za publiczne pieniądze. Cieszę się, że wreszcie zakończyły się przepychanki przetargowe wokół budowy nowego systemu „e-podatki", w którym każdy ma mieć dostęp z domu do swojego „konta" w urzędzie skarbowym jak do konta w banku. Doceniam zalety elektronicznych PIT-ów, choćby dlatego że sympatia do matematyki wygasła mi w okolicach połowy liceum, a na pocztę chodzić nie lubię. Ale ministerialnych informatyków błagam – uczyńcie swój wynalazek bardziej przyjaznym. Ciągłe „apdejtowanie softłeru" (bo tak to nazywacie) wcale nie poprawia przyjazności systemu fiskalnego.