Temida: wraca stare

Konserwatywna kontrrewolucja Gowina nie mogła się udać. W wymiarze sprawiedliwości nawet najpiękniejsze idee nie mają szans bez przychylności prawniczych elit – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 01.05.2013 19:39

Temida: wraca stare

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Prawnicy to z gruntu konserwatyści, toteż ideowo do Jarosława Gowina większości spośród nich jest blisko. Tyle że Gowin nie był do roli ministra przygotowany. Zarówno jeśli chodzi o znajomość środowisk prawniczych, ich potrzeb i problemów, jak i doświadczenie urzędnicze. Bez tego trudno zarządzać tak skomplikowanym organizmem jak wymiar sprawiedliwości, a co dopiero przeprowadzić rewolucje w nie do końca przychylnym dla siebie środowisku.

Nadzorcy, statystycy, urzędnicy

Gowin zaczął dobrze, nawet bardzo dobrze. Nie było potknięć, kompromitujących wpadek czy też populistycznych, szybkich zmian przepisów pod publikę, z których słynęli jego poprzednicy. Na jednym z pierwszych spotkań z dziennikarzami poinformował o operacji „deregulacja” – mieli ją konsekwentnie przygotowywać wynajęci eksperci, i tak też się stało.

Gowin też z dużą łatwością otworzył się na środowiska prawnicze, i miał czas, aby słuchać ich postulatów. Było to mądre posunięcie, którym zyskał sobie poparcie części środowisk.
Sędziowskie doły (głównie młodzi sędziowie z sądów rejonowych) bardzo liczyli na to, że minister zajmie się tym, co obecnie jest największą bolączką polskich sądów – zbyt rozbudowanym nadzorem. W sądach (także w prokuraturze) sprawozdawczość i statystyka pełni rolę pierwszoplanową. To jej podporządkowane jest działanie placówki, a także praca poszczególnych sędziów (i prokuratorów), którzy są oceniani pod kątem statystycznej wydajności. A to ocena najważniejsza, bo gdy wydajność spada, odpowiedni raport sprawozdawczy zostanie zauważony w wyższej instancji, a w końcu także w gmachu ministerstwa przy Al. Ujazdowskich. To zaś może oznaczać dla władz sądu kłopoty.
Kontrolowaniem „płynności statystycznej” zajmują się sędziowie nadzorcy, którzy mają coraz mniej czasu na orzekanie. W niektórych sądach struktury te są tak przerośnięte, że liczba nadzorców dorównuje liczbie orzekających.

Nadzorcy stoją oczywiście wyżej w hierarchii sędziowskiej z uwagi na pełnioną funkcję, oraz bliskość z urzędnikami – sędziami z resortu sprawiedliwości. Bo to właśnie oni są kołem zamachowym sprawozdawczo-statystycznych sądów, to od nich wychodzą pomysły reform nadzoru, ocen okresowych itp.

Urzędnicy sędziowie to inaczej sędziowie delegowani z macierzystych sądów do pracy do Warszawy. Jest ich obecnie ponad setka. Ludzie ci nie orzekają, pobierają jednak podwójne pensje: sędziowską i urzędniczą. Nic więc dziwnego, że dla wielu praca w resorcie stała się świetnym sposobem na życie. Pielęgnują swoje kariery pieczołowicie, bez względu na to, kto aktualnie jest ministrem. Niektórzy pracują przy Al. Ujazdowskich już całe dekady, pamiętając nawet czasy, kiedy ministrem sprawiedliwości była Hanna Suchocka (1997-2000).

Układ źle zdefiniowany

Spokojna urzędnicza praca bywa jednak stresująca w okresach politycznych przesileń i zmian w ministerstwie. Wtedy zawsze pojawia się groźba, że coś pójdzie nie tak i trzeba będzie wrócić na prowincję do orzekania. A z tym może być ciężko. Po kilkunastu latach ministerialnej służby, niekoniecznie jest się na bieżąco z kodeksami.

Dlatego sędziowie z ministerstwa ożywiają się przy zmianach władzy. Wtedy z urzędniczych biurek wysypują się stare i nowe pomysły na kolejne reformy, których chętnie wysłuchują zazwyczaj trochę zagubieni na początku nowi ministrowie. Takie korzenie miała wielka reforma, znana dziś jako reorganizacja 79 małych sądów.
Wszystko wskazuje więc na to, że Gowin, mówiąc o szkodliwych układach, źle je zdefiniował. Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, że sitwa tak naprawdę jest w najbliższym otoczeniu. Sitwa, z którą jak dotąd nie uporał się żaden minister sprawiedliwości.

Zdymisjonowany w poniedziałek minister nie był prawnikiem i nie znał specyfiki tego środowiska. Jedno, czym dysponował, to wizje i idee, które mogły się spodobać większości sędziów. Zabrakło mu jednak wsparcia, silnego rozgrywającego, który stojąc za ministrem prowadziłby tę walkę z żelazną konsekwencją. Niestety, otoczenie Gowina nie miało takich zdolności (z małymi może wyjątkami – jak wiceminister Michał Królikowski).
Warto też pamiętać, że reforma administracyjno-nadzorcza była pracą żmudną, niemedialną i nieznaczącą z punktu widzenia opinii publicznej. Gowin natomiast szybko chciał wyciągać ze swojej pracy polityczne profity. Mało istotna z gruntu rzeczy likwidacja sądów czy sprytna zmiana metodologii, aby Polska mogła zająć wyższe miejsce w raporcie „Doing Bussines”, przynosiła znacznie większe korzyści polityczne.

Gowinowi brakowało też wsparcia prawniczych elit. Prezesi sądów i przedstawiciele Krajowej Rady Sądownictwa od samego początku podchodzili do ministra z dużą rezerwą, a po odwołaniu szefa gdańskiego sądu Ryszarda Milewskiego, wręcz wrogo. Im bowiem na żadnej reformie nie zależy, ważne jest utrzymanie status quo. Gowin nie zjednał sobie też szefów tak poważnych instytucji jak Trybunał Konstytucyjny czy Sąd Najwyższy.

Hak z wyszukiwarki

Lobby starych ministerialnych wyjadaczy i jego sojusznicy w terenie (prezesi sądów) odzyskało inicjatywę, dzięki czemu stare obyczaje wracają ze zdwojoną szybkością i w zmodernizowanym wydaniu. Sędzia znający realia resortu opowiada: – Teraz już sędziemu, na którego chce się znaleźć haka, nie trzeba przeszukiwać szafy. Wystarczy użyć wyszukiwarki w naszym systemie informatycznym i zaraz coś się znajdzie. Zwłaszcza w dużych miastach, gdzie sądy są przeciążone pracą.

– Smutne to wszystko, zwłaszcza że Gowin dawał nadzieje i je zawiódł. Przez ostatnie pół roku, poza paroma zagrywkami piarowskimi, zupełnie przestał zajmować się wymiarem sprawiedliwości. Skoro kota nie ma, myszy zaczęły harcować – mówi nasz rozmówca. Dodaje, że były minister zaniechał prawdziwych zmian (takimi mogłyby być wybory prezesów i demokratyczne wybory do KRS), zastępując je czystym populizmem sądowym. Zrezygnował z realnej walki z sądową sitwą, poprzestając na samym głoszeniu haseł o „przewietrzeniu układów”.

Prawnicy to z gruntu konserwatyści, toteż ideowo do Jarosława Gowina większości spośród nich jest blisko. Tyle że Gowin nie był do roli ministra przygotowany. Zarówno jeśli chodzi o znajomość środowisk prawniczych, ich potrzeb i problemów, jak i doświadczenie urzędnicze. Bez tego trudno zarządzać tak skomplikowanym organizmem jak wymiar sprawiedliwości, a co dopiero przeprowadzić rewolucje w nie do końca przychylnym dla siebie środowisku.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Iwona Gębusia: Polsat i TVN – dostawcy usług medialnych czy strategicznych?
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie