Rz: Jak się księdzu profesorowi żyje z takim nazwiskiem?
Franciszek Longchamps de Bérier: Budzi ciekawość, ale pozwala na szybką identyfikację. Nie wiedziałem, że żona mojego kuzyna jest już w szpitalu, a tu SMS od znajomego: „Ktoś o księdza nazwisku właśnie dziś rodzi". Czekałem grzecznie na wiadomość od stryja, że ma wnuczkę, a gdy się opóźniała, zadzwoniłem z żartobliwą awanturą, że oto „obcy" mi donoszą...
Nosili je znani przodkowie – też prawnicy. To pomaga czy przeszkadza?
Zdarzają się nieporozumienia. Kiedyś, kiedy przeglądaem zasoby internetowe Biblioteki Narodowej, zauważyłem, że pomylono mnie z dziadkiem, profesorem administratywistą, po którym otrzymałem imię. Przypisano mi jego książkę „Współczesne kierunki w nauce prawa administracyjnego na zachodzie Europy", a moją habilitację na temat nadużycia prawa – jemu. Trudno się dziwić, skoro prócz tematyki prac rozróżnia się nas według dat urodzenia i śmierci. A i tu może powstać zamieszanie, bo urodziłem się w październiku 1969 roku, a dziadek zmarł w maju tegoż roku. Napisałem wyjaśnienie do Biblioteki Narodowej.
Podczas studiów kojarzono księdza profesora z przodkami?