Rząd powoli zamienia się w bezwzględnego, bezrefleksyjnego poborcę podatkowego. Strach, co będzie dalej, gdy lewicowe nawrócenie premiera Donalda Tuska wywoła u niego gorliwość neofity. Wszystkim entuzjastom rządowej batalii – ozusować i opodatkować wszystko, co się da – trzeba przypomnieć genialną w swojej prostocie klasyfikację wydatków stworzoną przez ekonomistę Miltona Friedmana. Powinna ona stępić ich argumenty o konieczności „bilansowania systemu emerytalnego", „sprawiedliwszym podatkowaniu bogatych" czy „solidarności społecznej". Noblista pisze o czterech wariantach wydawania pieniędzy.
1. Wydajemy zarobioną pensję na siebie samych. Mamy wtedy najsilniejszy bodziec do tego, by wydając jak najmniej, kupić najlepszą usługę.
2. Wydajemy nasze pieniądze na kogo innego. Też szanujemy każdą złotówkę, bo znamy trud ?jej zarabiania, ale bodziec, by kupić najlepszy z możliwych towarów, jest mniejszy.
3. Wydajemy cudze pieniądze na siebie. Nie liczmy się specjalnie z groszem, ale staramy się kupić dobry towar.
4. Wydajemy nie swoje i nie na siebie. Bodziec oszczędnego wydawania i skrupulatnego poszukiwania najlepszej okazji z możliwych działa tu najmniej.