Wyrok za wykroczenie sąd uzasadni tylko ustnie. Ta dobra dla sędziów wiadomość niesie też pewne ryzyko. Będą mówili do pustej ściany, kiedy ukarany nie przyjdzie do sądu.

Drobne rozprawy wykroczeniowe, np. o odmowę przyjęcia mandatu za złe parkowanie czy przekroczenie prędkości, kończą się na pierwszej, w najgorszym wypadku na drugiej rozprawie. Wkrótce będą nagrywane, a sędzia orzekający będzie zwolniony z pisania uzasadnień wyroku. Wystarczy, że dobrze przygotuje się do jego ogłoszenia i uzasadni go na sali rozpraw. Uzasadnienie będzie nagrane, a kiedy ukarany sobie tego zażyczy, przełożone na papier, by mógł apelować. Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że idzie sędziom na rękę i chce im ująć pracy. Takie ustne uzasadnienie ma mieć też walor edukacyjny.

Samo środowisko, dla którego pisanie uzasadnień jest prawdziwą udręką, ze zmiany się cieszy, ale, jak to zwykle bywa, kiedy resort zmienia przepisy dla sędziów, rodzą się obawy.

Sprawa nie jest jednoznaczna. Mniej pisania oznacza bowiem więcej gadania na sali rozpraw, i to gadania konkretnego. Sąd, zamierzając ogłosić wyrok, musi sobie przygotować porządną ściągę. Zmiana dotyczy bowiem formy uzasadnienia, a nie odformalizowania jego zawartości. Tak więc to, co do tej pory sędzia pisał, teraz będzie musiał powiedzieć.

Jeszcze dziś sąd uzasadnia tylko te wyroki, w których strony zapowiedziały apelację. Po zmianie zmuszony będzie uzasadniać wszystkie. Czy to mniej czy więcej dla nas pracy? – zastanawiają się sędziowie. Na tak postawione pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Sąd powinien być przygotowany do każdej sprawy, którą zaczyna i którą kończy. Problem w tym, że obwinieni w drobnych sprawach rzadko kiedy przychodzą do sądu, by walczyć o swoje racje. Ich obecność na sali rozpraw nie jest obowiązkowa. Jeśli więc się nie stawią, sąd, wydając wyrok i ogłaszając jego ustne uzasadnienie, będzie mówił do pustej ściany. Czyżby ktoś, przygotowując projekt, nie wziął tego pod uwagę?