Nasz Trybunał Konstytucyjny nie miał żadnych wątpliwości: przepis o zamrożeniu jest zgodny z konstytucją, a sędziowie nie są jedyną grupą, która odczuła kryzys.
Trybunał Konstytucyjny rzeczywiście nie miał wątpliwości co do zasady, że zamrożenie nie naruszało konstytucji. W wyroku przesądził, że takie zamrożenie może być jedynie incydentalne i wynikać z bardzo trudnej sytuacji budżetowej państwa. Ale powiedział także sędziom więcej. Określił warunki brzegowe, jakie dotyczą kształtowania pensji sędziowskich, tak by przy ich ustalaniu wykluczyć jakąkolwiek uznaniowość. Wynagrodzenie sędziego, nawet tego, który dopiero rozpoczyna karierę, ze względu na powagę tego urzędu musi przewyższać kwotę przeciętnego wynagrodzenia w sferze budżetowej i powinno rosnąć, a nie stać w miejscu. Nawet w trudnej sytuacji budżetu powinno być chronione przed niekorzystnymi zmianami bardziej niż wynagrodzenia w innych zawodach.
I to właśnie trudno społeczeństwu zrozumieć. Skoro wszystkim, a przynajmniej większości, pensje można zamrozić, to dlaczego nie wolno zrobić tego sędziom?
To bardzo skomplikowana sprawa. Sędzia ma w rękach ogromną władzę względem społeczeństwa. Od jego decyzji zależy często życie, los, powodzenie wielu ludzi, rodzin. Wynagrodzenie sędziego ma zabezpieczać godność urzędu, ale nie tylko. Sędzia musi mieć poczucie bezpieczeństwa finansowego. Zarabiamy rzeczywiście więcej niż przeciętny Kowalski, ale to nie jest żaden przywilej. To gwarancja dla Kowalskiego, że kiedy przyjdzie do sądu ze swoją sprawą, to sąd wyda sprawiedliwy wyrok, nie bacząc na to, że przeciwnikiem Kowalskiego jest załóżmy bogaty biznesmen, który mógłby chcieć się sędziemu zrewanżować za korzystne dla niego rozstrzygnięcie.
I nie jest to kolejna odsłona wojny sędziów z ministrem sprawiedliwości?
Odżegnywałabym się od takiej opinii. Od lat trwa niepotrzebna przepychanka pomiędzy władzą wykonawczą a sądowniczą. To nikomu niepotrzebne. W wielu sprawach kompromis byłby dużo lepszy, i to nie tylko dla sędziów, chociaż rzeczywiście w odbiorze społecznym środowisko na skutek tych przepychanek sporo traci. W pewnym sensie taka akcja jak odwołanie się do Strasburga może być też efektem bezsilności. Wśród sędziów ciągle drzemie obawa, że po takim jednym incydencie w 2012 r. powtórzą się kolejne. Tym bardziej że sytuacja państwa wtedy też nie była aż tak dramatyczna, by takie zamrożenie wprowadzać. Podnoszono w tym czasie wynagrodzenia innych grup zawodowych.