Wiesław Johann: Żona wybiła mi z głowy AWF

Wiesław Johann, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku w rozmowie z Katarzyną Borowską opowiada o tym jak został prawnikiem.

Publikacja: 20.05.2014 20:48

Rz: Nie szkoda panu czasem kariery lekkoatletycznej?

Wiesław Johann:

Rzeczywiście miałem taki moment w życiu, kiedy chciałem pójść na AWF ?i związać się zawodowo ze sportem. W młodości byłem drobnym chłopakiem, ale ambitnym. Właśnie ze sportem wiązałem wówczas nadzieje na sukces. Tym bardziej że na AWF mogłem rozpocząć studia bez zdawania egzaminów...

Czemu więc jednak nie AWF?

Miałem w życiu szczęście do fajnych ludzi. Jeden z moich trenerów, Jan Mulak – twórca lekkoatletycznej potęgi Polski w tych czasach – kiedy usłyszał o moich planach, złapał się za głowę. Wiedział, że mam dobre oceny z historii i geografii, uważał, że powinienem iść na inne studia. Byłem trochę uparty, ale ostatecznie AWF wybiła mi z głowy moja ówczesna dziewczyna, a obecnie żona. Powiedziała, że nie widzi przyszłości z facetem, który będzie tylko biegał i skakał. Ona też zajmowała się lekkoatletyką. Ale miała do sportu odpowiedni stosunek.

Skąd właśnie prawo?

Mój ojciec był prawnikiem. Może stąd... Pracował w Komisji Ścigania Zbrodni Hitlerowskich. Podczas samego zdawania egzaminu wstępnego na studia przeżyłem sporo emocji. Nie byłem zadowolony ze swojej pracy pisemnej. Był początek lipca, szykowałem się na sportowy obóz szkoleniowy, gdy ogłaszano wyniki. Na szczęście się dostałem. Na tym obozie była też moja narzeczona i mogłem już jej z dumą powiedzieć, że jestem studentem Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego....

W jednym ze swoich wspomnień mówił pan, że niektórzy wykładowcy byli komunistami, ale nie wpłynęło to na ukształtowanie pana ani pana rówieśników...

To prawda, mieliśmy silne grono rówieśnicze. ?Mój przyjaciel z tamtych czasów to np. Piotr Andrzejewski. Wartości wyniosłem też z domu. Muszę jednak przyznać, że w okresie studiów polityka za bardzo mnie nie interesowała. Ważne było, żeby przebiec moje 400 metrów.... Tego, ?jak blisko nasi niektórzy wykładowcy byli władzy komunistycznej, dowiedziałem się właściwie dużo później. W tym czasie dalej lubiłem rywalizować. Wygrałem np. w konkursie krasomówczym, dzięki czemu prokuratura ufundowała mi stypendium. Później musiałem jednak jakiś czas odpracować ?w prokuraturze.

Trafiał pan na sprawy polityczne?

Zajmowałem się przede wszystkim stricte kryminalnymi. Wśród milicjantów i prokuratorów, z którymi pracowałem, ważne było przede wszystkim to, żeby złapać łobuza. W 1968 roku, kiedy były tzw. sprawy marcowe, szef wysłał mnie do skazania dwóch studentów. Podczas rozprawy wstałem i powiedziałem, że nie widzę podstaw ?do skazania...

Był problem?

Mój szef nie był zachwycony. Później przyszedł Grudzień '70 i wiedziałem już, że w prokuratorze nie będę pracował. Kiedy Gierek doszedł do władzy, wystąpienia robotnicze uznano za słuszne, a mnie zaproponowano, bym został szefem jednej z prokuratur w Warszawie. Ja się już jednak wtedy szykowałem do zawodu adwokata. Nie chciałem już być w prokuraturze. Ze względu na to, że pracowałem w Warszawie jako prokurator, zawód adwokata musiałbym wykonywać poza stolicą. Skierowano mnie do Płocka, na co nie zgodziła się moja żona. Zacząłem pracować jako konsultant od prawa autorskiego. Żona jednak widziała, że nie jestem do końca spełniony. Wtedy TVP ogłosiła konkurs na sprawozdawcę sportowego. Namówiła mnie, żebym wystartował. Wiedziała, że byłem ogłupiały na punkcie sportu. Wystąpiłem raz w studiu olimpijskim. Zacząłem pracować w Polskim Radiu. Przygotowywałem materiały do audycji  o tym, co się działo w stolicy.

Nie było panu szkoda prawa?

Wciąż pracowałem też jako konsultant od prawa autorskiego. Po Sierpniu '80 zaszły duże zmiany w środowisku dziennikarskim. Zostałem rzecznikiem dyscyplinarnym w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich – właśnie m.in. ze względu na moje prawo. ?Środowisko dziennikarskie oczyszczało wówczas swoje szeregi z tych, którzy dopuszczali się manipulacji. Kiedy jednak przyszedł stan wojenny, zjawił się u mnie mój przyjaciel Piotr Andrzejewski i powiedział, że czas już przestać się wygłupiać z tym dziennikarstwem, bo jest robota do zrobienia. Zostałem adwokatem i zacząłem bronić w procesach politycznych. W latach 90. spotkało mnie kolejne wyzwanie – trafiłem do Trybunału Konstytucyjnego. Ja, warszawski adwokat, stanąłem wówczas w jednym szeregu z tuzami polskiego prawa.

A co ze sportem?

Prowadzę w Radiu Wnet razem ze Staszkiem Janeckim audycję. Raz w miesiącu rozmawiamy ?o sporcie. Sprawia mi to ogromną radość.

—rozmawiała Katarzyna Borowska

Rz: Nie szkoda panu czasem kariery lekkoatletycznej?

Wiesław Johann:

Pozostało 99% artykułu
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"