Inaczej na nic zaklinania lub żale na niską frekwencję. Nawet fałszerstwa potwierdzają rolę samych wyborów: świadczą o przywiązywaniu do głosowań tak wielkiej wagi, że ktoś posuwa się do kompromitującej nieuczciwości, wręcz depczącej godność wolnego człowieka.
Rzymianie na manipulacjach przy wyborach znali się jak mało kto. Idzie, rzecz jasna, o sprytne kombinowanie, aby nie uczynić z nich farsy, fikcji czy fasady, ukrywającej prawdziwe oblicze tyranii.
Wybory cieszyły się w Rzymie większym chyba powodzeniem niż rozdawnictwo w związku z nimi uprawiane. Wysokiej frekwencji nie przeszkadzało, że odbywały się co roku i na wszystkie niemal urzędy republikańskie – dodajmy, że bardzo liczne. Podobna częstotliwość znudziłaby i zniechęciła polskiego wyborcę, ale też inne w Rzymie było rozumienie państwa. Nie pojmowano go jako odrębnego wobec stanowiących o jego istnieniu ludzi; nie jako osobny podmiot sam w sobie, żyjący własnym życiem. Kwiryci niechętni byli abstrakcjom, więc i odpowiedź na pytanie, czym jest państwo, musiała być bardzo rzymska, czyli konkretna. Traktowali państwo jako corpus w znaczeniu połączenia obywateli. Każdy z nich czuł się jego częścią i przeżywał realny udział we wspólnocie. Dlatego o swym państwie mówili jako o rzeczy wspólnej – res publica, choćby zaczął nią rządzić imperator. Nie oddzielano zatem rzeczypospolitej od obywateli – nie stanowiła zewnętrznego wobec nich bytu. Idealistycznie, na kantowską modłę, powiedzielibyśmy tu o czystej postaci wspólnoty wolnych jednostek. Używając zaś języka w duchu myśli Martina Bubera: Rzym to my – ja i ty, ale w pełni ja, jak i w pełni ty, a więc ja z ty. Jeżeli spojrzeć jeszcze do rozważań Cycerona „O państwie", które literacko wkłada w usta Scypiona Afrykańskiego młodszego – pogromcy Kartaginy i Numancji, zauważymy, że obok dyskusji nad wadami i zaletami ustrojów: monarchii, oligarchii czy demokracji, zawsze podkreśla się, iż państwo jest rzeczpospolitą, czyli republiką tożsamą z obywatelami. Państwo to głęboko przeżywane przez każdego z obywateli dobro wspólne.
Szli do wyborów chętnie, choć nie zawsze głos faktycznie oddawali. Schodzili się na komicja wedle miejsca zamieszkania albo podług zamożności. Gdy zatem większość już się ustaliła – kolejno w najbogatszych centuriach, wynik był przesądzony i następnych nie było o co pytać.
Trzy są filary naszej cywilizacji, bo trzy dziedziny wywarły szczególny wpływ na formowanie się duchowego i kulturalnego oblicza Europy: chrześcijaństwo, filozofia grecka i prawo rzymskie. Najlepsza rzymska tradycja nakazuje brać niestrudzenie udział w wolnych wyborach. W Grecji myśl filozofów powracała do rozważań o idealnym ustroju. Demokracja ateńska stała się przysłowiowa, a przecież nie tylko tam głosowano często, chętnie i z przekonaniem. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że uległość wobec władzy i współodpowiedzialność za dobro wspólne wymagają – z moralnego punktu widzenia – korzystania z prawa wyborczego. „Obywatele mają obowiązek przyczyniać się wraz z władzami cywilnymi do dobra społeczeństwa w duchu prawdy, sprawiedliwości, solidarności i wolności. Miłość ojczyzny i służba dla niej wynikają z obowiązku wdzięczności i porządku miłości. Podporządkowanie prawowitej władzy i służba na rzecz dobra wspólnego wymagają od obywateli wypełniania ich zadań w życiu wspólnoty politycznej".