Areszt nie jes po to by zadowalać

Sądy nie powinny się bać żadnych decyzji. Nawet tych niepopularnych i ostro krytykowanych przez społeczeństwo i polityków. Chciałbym, żeby miały odwagę podejmować własne decyzje, nie patrząc na ich odbiór.

Aktualizacja: 09.08.2015 10:12 Publikacja: 08.08.2015 09:00

Areszt nie jes po to by zadowalać

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Rz: Sądy pierwszej instancji, które w ostatnich tygodniach odmówiły zastosowania aresztu wobec zatrzymanych dilerów dopalaczy, są ostro krytykowane nie tylko przez społeczeństwo, ale i prawników. Miały rację?

Prof. Andrzej Zoll, karnista: Nie chcę jednoznacznie oceniać tych konkretnych sytuacji, ponieważ nie znam akt spraw i dowodów, jakie do sądu przesłała prokuratura. Proszę jednak pamiętać, że z tymczasowymi aresztami bywało u nas przez lata bardzo różnie. Na początku lat 90., a później za rządów Prawa i Sprawiedliwości areszt stał się normą. Nieważne, czy był potrzebny i uzasadniony czy nie. Sądy stosowały go niemal z marszu. I nikt nie przejmował się łamaniem praw człowieka i pozwami niesłusznie aresztowanych.

Chce pan powiedzieć, że działały na polityczne zamówienie?

Uważam, że nie najlepiej to świadczy o praktycznej niezawisłości i zasadach niezależności. To nie były pojedyncze sytuacje, tylko wręcz sądowa norma.

Teraz jest lepiej pod tym względem?

Po 2007 r. na szczęście skończyła się taka polityka. A na pewno stosowane wówczas na dużą skalę areszty wydobywcze.

Na czym one polegały?

Najkrócej mówiąc na tym, że zamyka się kogoś w więzieniu bez mocnych dowodów na popełnienie przestępstwa po to, by w izolacji go zmiękczyć, złamać. A nuż powie coś istotnego. To niedopuszczalne w państwie prawa.

Ale czasami taki areszt kończył się sukcesem.

A czasami wielomilionowymi odszkodowaniami i zadośćuczynieniami. To gra niewarta świeczki. W dodatku w państwie prawa niedopuszczalna.

Od kilku lat konsekwentnie spada liczba tymczasowych aresztowań. Mniej jest wniosków prokuratury o zastosowanie takiego środka, a tym samym i decyzji sądów. To dobry kierunek?

Oczywiście. Areszt to nie jest wykonywanie kary pozbawienia wolności. To najcięższy i najbardziej dokuczliwy dla podejrzanego czy oskarżonego środek zapobiegawczy. Zanim sąd podejmie decyzję, że jest konieczny dla dobra finału sprawy, musi ustalić, czy istnieją tzw. ustawowe przesłanki jego zastosowania. Jeśli zachodzą, nie ma wyjścia, decyzja musi być na tak. Przepis procedury karnej, który je określa, daje gwarancję, że wszyscy ci, którzy powinni się w nim znaleźć, będą tam trafiać. Aresztu nie można jednak stosować na zapas, bo np. coś może się wydarzyć.

Czasem bywa jednak niezbędny.

Areszt ma zapewnić prawidłowy tok postępowania. Jeśli ktoś przyznaje się do winy, nie ma żadnych wątpliwości w sprawie, a sprawcy nie grozi surowy wyrok, to po co go stosować?

Wróćmy jednak do spraw, które bulwersują. Dopalacze w ostatnich tygodniach wyrządziły ogromną krzywdę. Są ofiary śmiertelne, dziesiątki ludzi w szpitalach. Czy niezastosowanie aresztów przez sądy pierwszej instancji nie było poważnym błędem?

W sprawach obu aresztów sądy miały dostęp do materiałów zebranych przez policję czy prokuraturę. Jeśli uznały, że nie ma podstaw do aresztu, to po prostu go nie zastosowały, choć akurat w tej sprawie trochę się dziwię. Były spełnione przesłanki zastosowania tego środka. Istniało duże prawdopodobieństwo, że zatrzymani będą dalej prowadzić taką nielegalną działalność. A nawet jeśli nie, to pozostając na wolności, mogli po prostu mataczyć, zacierać ślady, wpływać na świadków. Jeśli więc pani mnie pyta, czy popełniły błąd, to odpowiem, że byłem zdziwiony ich decyzją. Od oceny, czy był to błąd czy też nie, jest instancja odwoławcza.

Ta stanęła na wysokości zadania. Areszty w obu sytuacjach zostały zastosowane.

I nie dziwią mnie ich decyzje. Druga instancja działa jak pewnego rodzaju bezpiecznik. Sądy mają prawo do własnej oceny. Nie może się to jednak odbywać kosztem sprawiedliwości, sprawnego wymiaru sprawiedliwości. Dobrze więc, że nawet pomyłkę można naprawić. Zalecałbym też spokój i rozsądek przy ocenie decyzji sądu. Mówimy o głośnych, medialnych sprawach, a przecież każdego dnia sądy i pierwszej i drugiej instancji podejmują co najmniej kilka decyzji w sprawach aresztowych.

A może decyzja drugiej instancji w sprawie, nazwijmy ją, dopalaczowej, była wynikiem tego, że sądy się przestraszyły tym, co mówiono publicznie o decyzjach zapadłych w niższej instancji?

Sądy nie powinny się przestraszyć ani tej, ani żadnej innej sytuacji. Nawet niepopularnej i ostro krytykowanej zarówno przez społeczeństwo, jak i polityków. Nie podoba mi się ten nacisk na sądy, nieustanna próba upolitycznienia przez polityków i ich populistyczne hasła. Chciałbym, żeby sąd podejmował decyzję, kierując się jedynie swoją wiedzą, doświadczeniem, rozsądkiem, a nie zastanawiał się, jak jego decyzje zostaną odebrane. Areszt tymczasowy nie jest od tego, by zaspokajać poczucie sprawiedliwości społecznej. To wyrok i orzeczona w nim kara mają spełniać postulat prewencji generalnej.

Na obronę decyzji odmawiających zastosowania tymczasowych aresztów sądy mają to, że zdecydowały o zastosowaniu innego środka zapobiegawczego – kaucji. Ale ich wysokość, w opinii społecznej, pozostawiała wiele do życzenia. 10 czy 50 tysięcy złotych przy tak intratnym jak dopalaczowy interesie to nie są kwoty, które mogą faktycznie zabezpieczyć prawidłowy tok postępowania i zmotywować sprawców do respektowania zaleceń sądu.

To nasza bolączka. Od lat mówi się o tym, że sędziów należy szkolić. Trzeba wypracować mechanizm, który pozwoli im orzekać adekwatne do sytuacji majątkowej sprawcy nie tylko kaucje, ale i grzywny. Te drugie mogą sprawić, że kara będzie w końcu postrzegana jako nauczka na przyszłość, a nie bezkarność, którą do tej pory gwarantuje ich zawieszanie. Taka kara to nie kara.

Dziś sądy orzekają za niskie?

Wystarczy spojrzeć na te ostatnie sytuacje. Zatrzymuje się dilera, który w domu ma zabezpieczony towar o wartości 1 mln zł, a sąd zasądza kaucję w wysokości 50 tys. zł. I jak takie pieniądze mają zagwarantować, że skazany ze strachu przed utratą oszczędności będzie się stawiał na wezwanie prokuratury, sądu, nie będzie próbował wpływać na świadków itd.

Powoli to się zmienia i pojawiają się szanse na wysokie grzywny. Za sprawą nowej procedury karnej, która obowiązuje od 1 lipca, zanim prokurator wyśle do sądu akt oskarżenia, musi zapoznać się z sytuacją majątkową podsądnego. To informacja dla sądu, który później będzie orzekał w sprawie i decydował, jakiej wysokości grzywnę może wymierzyć, by była możliwa do uiszczenia i dolegliwa dla skazanego.

I właśnie o to chodzi. Dla jednego kilka tysięcy złotych to będzie dotkliwa kara, dla zamożniejszego skazanego już niekoniecznie. A przecież chodzi o to, by dla jednego i drugiego była dotkliwa i zadziałała prewencyjnie.

—rozmawiała Agata Łukaszewicz

Rz: Sądy pierwszej instancji, które w ostatnich tygodniach odmówiły zastosowania aresztu wobec zatrzymanych dilerów dopalaczy, są ostro krytykowane nie tylko przez społeczeństwo, ale i prawników. Miały rację?

Prof. Andrzej Zoll, karnista: Nie chcę jednoznacznie oceniać tych konkretnych sytuacji, ponieważ nie znam akt spraw i dowodów, jakie do sądu przesłała prokuratura. Proszę jednak pamiętać, że z tymczasowymi aresztami bywało u nas przez lata bardzo różnie. Na początku lat 90., a później za rządów Prawa i Sprawiedliwości areszt stał się normą. Nieważne, czy był potrzebny i uzasadniony czy nie. Sądy stosowały go niemal z marszu. I nikt nie przejmował się łamaniem praw człowieka i pozwami niesłusznie aresztowanych.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Opinie Prawne
Wandzel: Czy po uchwale SN frankowicze mają szansę na mieszkania za darmo?
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO