Za dwa tygodnie weekendowa noc będzie dłuższa o godzinę. Z tego powodu przejście z czasu letniego na zimowy akceptuje większość z nas. Gorzej jest w drugą stronę, gdy tę godzinę odbiera się wiosną. Niby niewiele, ale nie wszystkim przestawienie się przychodzi łatwo.
Pytanie jednak, czy te zmiany w dalszym ciągu mają sens. Co prawda koordynujemy nasz czas z większością krajów europejskich, ale w polskich warunkach jest to jedyne uzasadnienie. Nie ma żadnych wymiernych korzyści, w tym oszczędności w zużyciu energii.
Większość z nas uważa to za niepotrzebne zamieszanie, relikt przeszłości, który prowadzi wyłącznie do tego, że tuż po zakończeniu lata skracamy sobie widok słońca za oknem. Dla wielu pracodawców może to być jednak znacznie bardziej uzasadniony powód frustracji. Jakby polskie przepisy dotyczące czasu pracy nie były zbyt skomplikowane, to jeszcze dwa razy w roku grafiki muszą uwzględniać noc krótszą lub dłuższą o godzinę. To pracodawcy odczuwają również koszty tego zabiegu państwa. Ani przyczyna skrócenia, ani wydłużenia pracy w tę noc nie leży bowiem po stronie pracowników. A to oznacza, że powstałe w związku z nią koszty musi wziąć na siebie zakład. Gdy noc się wydłuża, szef musi też pamiętać o ryzyku naruszenia przepisów o czasie pracy. Tej nocy nie wolno mu bowiem dopuścić, aby pracę ponad normę wykonywały osoby, dla których nadgodziny są zakazane.
Przestawianie zegarków nie ominie nas również w 2016 r. Na tym kończy się aktualność obecnie regulującego tę kwestię rozporządzenia Rady Ministrów. Może najbliższy rok wystarczy, aby rząd przeanalizował zasadność ustalania tych zmian w kolejnych latach. Tymczasem trzeba pamiętać o konsekwencjach przesuwania wskazówek zegarków raz w tył, raz w przód. Tym razem w artykule "Sen i praca dłuższe o godzinę" piszemy o zmianie czasu na zimowy, ważnej dla pracodawców już za dwa tygodnie. Zapraszam do lektury całego tygodnika „Praca i ZUS".