Rz: Jak zaczęła się pani przygoda ze zwierzętami?
Jadwiga Osuchowa: Pierwszą interwencję podjęłam jako siedmiolatka. Byłam na wakacjach w Sopocie. Zobaczyłam leżącego na rogu ulicy psa. Zaangażowałam w pomoc mamę i ciocię. I uratowałyśmy go. Innym razem rzuciłam się na faceta, który bił konia. Zawstydziłam tym dorosłych, którzy podjęli interwencję. Tak to się zaczęło. Potem pojawił się w domu pierwszy pies, a potem kolejne. Od tej pory nie wyobrażam sobie życia bez zwierząt. Od 21 lat w moim domu rezydują też koty. W szczytowych momentach miałam cztery psy i cztery koty. Obecnie mam tylko jednego kota-cukrzyka, któremu dwa razy dziennie robię zastrzyki, i sunię amstafkę. Wzięłam ją ze schroniska. Wyglądała jak chodzące nieszczęście. Miała i krzywicę, i nużycę, czyli szpecącą chorobę skóry. Kiedy przyniosłam ją do domu, moje córki powiedziały, że chyba brzydszego szczeniaka nie było. Wzięłam ją tylko na chwilkę, na przeleczenie. Myślałam, że znajdę jej dom. Miałam wtedy cztery inne psy i kota.
Chyba przyciągam pewne zdarzenia. Pod moje nogi ludzie wyrzucają z samochodu kota. Nie mogę przejść obojętnie. Z wakacji w Grecji przyjechałam z psem. Przyplątał się do nas na plaży. Dowiedziałam się wtedy, że tam takich bezpańskich psów jest wiele i w dodatku pod koniec sezonu są wyłapywane i usypiane. Postanowiłam uratować przynajmniej Alikesa. Wyrobiłam mu paszport, przywiozłam do Polski i znalazłam dobry dom.
A kiedy zaczęła się pani angażować społecznie w opiekę nad zwierzętami?
Na studiach. Pracę magisterską pisałam z pogranicza medycyny sądowej i procesu karnego. Chodziłam na salę sekcyjną w Zakładzie Medycyny Sądowej i płakałam. Za oknem był wybieg dla psów, na których przeprowadzano eksperymenty medyczne. Wyglądały strasznie. Wiedziałam, że te psy stamtąd już nie wyjdą. Zaczęłam działać. Nazywano nas hamulcami nauki polskiej. A nie wszystkie doświadczenia były konieczne. Zdarza się, że testuje się coś, co już wcześniej sprawdzono. Badania przydają się jednak do kolejnej pracy naukowej, do habilitacji. Najpierw zasiadałam w Komisji Bioetycznej przy Uniwersytecie Jagiellońskim, a potem w Krajowej Komisji Etycznej ds. Doświadczeń na Zwierzętach. To trudne tematy. Dobrze, że chociaż udało się nam wprowadzić do ustawy o ochronie zwierząt zapis, że zwierzę nie jest rzeczą.