Okazało się bowiem po krótkich poszukiwaniach, że pojazd został odholowany przez służby miejskie, gdyż był niewłaściwie zaparkowany.
Nie oburza mnie wystawianie mandatów za złe parkowanie, jeżeli strażnicy miejscy twórczo nie interpretują swoich uprawnień (co się niestety zdarza). Nie oburza mnie również odholowywanie pojazdów, które źle zaparkowane powodują utrudnienia komunikacyjne. Prawa drogowego należy przestrzegać i liczyć się z konsekwencjami w przypadku jego naruszenia. To wszystko wydaje się dość oczywiste.
W historii mojej koleżanki oburzyła mnie jednak proporcjonalność kary (opłaty) do popełnionego wykroczenia. Koszt holowania z mandatem bliski 700 zł (samo holowanie ponad 500) jest drakoński, budzący poważną wątpliwość, i pytania o istotę tej kary. Jaka filozofia jej przyświeca? Czy jest prostą zapłatą za popełniony czyn, straszakiem, zniechęcającym do popełnienia kolejnego wykroczenia w przyszłości, czy może ważnym elementem tej kary są potrzeby budżetowe miasta. Skoro koszt holowania samochodu przez odcinek ok. 2 km zapewne nie wyniósł więcej niż 50 zł, a kierowca został ukarany dodatkowo mandatem za popełnione wykroczenie.
Ta historia zbiegła się w czasie z inną. Otóż Zbigniew Ziobro zapowiedział gruntowną reformę i zaostrzenie Kodeksu karnego. Skąd tak zdecydowany ruch – tego nie uzasadnił. I ciężko będzie znaleźć uzasadnienie, bo powodów, choćby statystycznych, dla takiego kroku po prostu brak. Przestępczość nie rośnie, a państwo i służby dają sobie z nią radę.
Myślę sobie, że obie historie, tak mojej redakcyjnej koleżanki, i ta związana z planami ministra sprawiedliwości mają wspólny mianownik – w obu chodzi bowiem o zarobek. Miasto w przypadku holowania podreperuje sobie budżet, a minister, zaostrzając prawo, będzie chciał również osiągnąć zysk, tyle że polityczny.