Żyję od 40 lat w prowincji kanadyjskiej, w której kara więzienia za długi została zniesiona w 1864 r. Niechlubnym dziedzictwem jest okres, gdy można było za dług w wysokości 2 funtów wylądować w kazamatach do roku, a z wyrokiem bezterminowym (czyli nawet dożywocia) za dług powyżej 100 funtów. I mało kto – nawet z prawników – wie o tej historii. Przez ponad 150 lat nikomu do głowy nie wpadło, by orzec więzienie za długi. Inaczej w Polsce. Zgodnie z kodeksem karnym: „kto uporczywie uchyla się od wykonania ciążącego na nim z mocy ustawy lub orzeczenia sądowego obowiązku opieki przez niełożenie na utrzymanie osoby najbliższej lub innej osoby i przez to naraża ją na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2". Inaczej mówiąc: „więzienie za alimentów niepłacenie".
A może by tak lotto?
Minister Zbigniew Ziobro przedstawił we wrześniu propozycje zmian przepisów dotyczących sankcji za niepłacenie alimentów. Na pierwszy rzut oka spodziewać się można było zmian w egzekucji alimentów, ale skądże! Minister proponuje, by osobom zalegającym z alimentami przez trzy miesiące i dłużej groziły kary grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności. Mało tego: wymaganie „uporczywego uchylania się" przestaje mieć znaczenie. Przecieram oczy i szukam w polskich periodykach, skąd się „to" wzięło. Odpowiedzi nie znajduję. Minister podkreślał jedynie, że chodzi o dobro dzieci, a nie mnożenie kar. Pomijając na chwilę etyczną stronę niepłacenia alimentów, najwyraźniej doradcy ministra nie mają zielonego pojęcia o penitencjarnej sytuacji osadzonych w zakładach karnych za niepłacenie.
Zamiast politycznie – tej polityki też nie rozumiem – motywowanych zmian warto przyjrzeć się realiom. A dane są tak świeże jak bułeczki prosto z piekarni. Dotyczą bowiem końca 2015 r.
Na prośbę rzecznika prawo obywatelskich, dyrektor generalny Służby Więziennej poinformował, że na koniec zeszłego roku przebywało w więzieniach 3676 osób skazanych za niepłacenie alimentów, a na wykonanie kary oczekiwało kolejne 1638 osób (bo miejsc w więzieniach nie ma?). Mało tego, zapuszkowanych za inne przestępstwa, na których ciąży obowiązek alimentacyjny, było 13054 osoby. Wśród nich w więzieniach zatrudnionych było 3796 osób, czyli 29 proc.
Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że jeśli się nie pracuje i nie ma dochodu, to nawet „krwi z kamienia nie wyciśniesz", ani też nieistniejących pieniędzy. A jeśli już skazany za uporczywość siedzi, to czy można powiedzieć, że dalej „uporczywie" nie płaci? Absolutnie tak, ponieważ według Słownika języka polskiego PWN, uporczywy to „trudny do usunięcia, utrzymujący się długo lub ciągle powtarzający się"(stan)! Tym razem za uporczywość odpowiada Państwo, bo nie daje szansy zarobienia i regularnego uiszczania alimentów. Może zatem wprowadziłby minister pozwolenie, by więźniowie za swoje pieniądze kupowali bilety na loterię albo grali w Lotto – bo jest to jedyna w tych warunkach możliwość uzyskania pieniędzy na zapłatę aktualnych alimentów – nie mówiąc o zaległych. A i państwo będzie miało z tego pożytek w postaci podatków od gier! Nie sugeruję więźniom czekania na spadek, ale bogaty wujek z Ameryki zawsze by się przydał.