Gawkowski: Pawłowicz i Piotrowicz - komisarze polityczni PiS
Ale pomińmy już tę kwestię. Gorsza sprawa, że do Trybunały wybierani są właśnie aktywni politycy. Cóż z tego, że prof. Pawłowicz nie kandydowała w tych wyborach, a eksposeł i eksprokurator Piotrowicz nie zebrał wystarczającej liczby głosów w macierzystym okręgu? Człowiek może mówić, że wyszedł z polityki, ale polityka z niego tak łatwo nie wychodzi – wystarczy spojrzeć na twitterowe komentarze byłej posłanki. Nie pierwsi to politycy idący do Trybunału, choć tym razem ta bezceremonialna zmiana miejsc bije po oczach także elektorat PiS.
Największy problem jest taki, że Trybunał Konstytucyjny nie będzie miał pożytku ze swych nowych członków. Jeśli bowiem traktować poważnie trybunalskie zasady, to i sędziowie Pawłowicz i Piotrowicz powinni się wyłączać z orzekania w sprawach ustaw, nad którymi jeszcze niedawno pracowali w parlamencie – ona przez dwie kadencje, a on – przez cztery: dwie w Sejmie i wcześniejsze dwie w Senacie. Wiemy więc, jak głosowali i nie sposób twierdzić, że teraz będąc sędziami nie ujawnili swego poglądu na sprawę. Swego czasu sam Trybunał Konstytucyjny postulował taką zmianę prawa, by wprowadzić kilkuletnią karencję dla polityków chcących zostać sędziami. Szkoda, że pomysł przepadł.
Z profesor Pawłowicz kwestia jest tu ciekawsza, bo zdarzało się, że deklarowała, iż ma wątpliwości konstytucyjne co do przepisu, ale zagłosuje zgodnie z wolą polityczną partii (której zresztą notabene nie była członkiem). Czy jako sędzia też będzie postępować zgodnie z partyjną wolą? A może zwycięży chłodne szkiełko i oko naukowca, tak jak w sprawie szefów CBA, najpierw skazanych, a potem ułaskawionych w sprawie afery gruntowej? W wyroku skazującym sędzia Wojciech Łączewski przypomniał, że prof. Pawłowicz sporządziła ekspertyzę głoszącą, że działania CBA były nielegalne, bo nie miały podstawy prawnej.