Mariusz Cieślik: Covid, krew, pot i łzy

Ponieważ na pandemii znają się wszyscy, staram się o tym nie pisać. Ale jako że teraz wszyscy zajmują się czymś innym (protestem mediów), to może przyszedł wreszcie właściwy czas, żeby się tym zająć.

Publikacja: 11.02.2021 20:28

Mariusz Cieślik: Covid, krew, pot i łzy

Foto: Fotorzepa/ Jakub Mikulski

Nie kwestionuję ludzkiego cierpienia i niebezpieczeństw związanych z bardzo groźną chorobą. Uważam jednak, że globalny kryzys wywołany covidem nie ma natury medycznej, lecz polityczną. I jest objawem najgłębszego bodaj w historii załamania demokratycznego przywództwa czy też liberalnej demokracji (jak kto woli).

Co mam na myśli? Otóż wyobraźcie sobie państwo, że dziś na czele któregoś z demokratycznych państw staje polityk, który tak jak Winston Churchill powołany na urząd premiera Wielkiej Brytanii w roku 1940 obiecuje obywatelom „krew, znój, pot i łzy". Ale z perspektywą zwycięstwa nad wrogiem.

W tamtym przypadku chodziło o Niemców, teraz o wirusa, ale to w gruncie rzeczy nie jest najważniejsze. Gdyby znalazł się ktoś miary Churchilla, polityk charyzmatyczny i uczciwy jednocześnie, a do tego sprawny, musiałby zakomunikować na początku pandemii coś podobnego. Wróg jest wyjątkowo zdradliwy, bo nie przychodzi z zewnątrz, tylko z wewnątrz. Wrogiem może być nawet najbliższa osoba. Wszyscy chcą uniknąć niepotrzebnych ofiar, ale ofiary są nieuniknione. Wiemy to doskonale. Ale czy słyszeli państwo coś takiego od któregokolwiek z liderów na świecie?

Na tym właśnie polega ów kryzys przywództwa. Żaden polityk w imię wspólnego dobra nie zaryzykuje władzy ani kariery. A jeśli próbowałby mówić to co Churchill, zostałby natychmiast wymieniony przez własne ugrupowanie. Stąd właśnie bierze się niechęć do jakiegokolwiek ryzyka. Stąd ogłaszanie kolejnych lockdownów, „bo wszyscy tak robią".

W dobie mediokracji, w której dominują bardzo skuteczne i groźne jednocześnie (bo pozbawione jakiejkolwiek merytorycznej kontroli) media społecznościowe, politycy najbardziej boją się zdjęć ciężarówek pełnych trumien. Takich, które widzieliśmy rok temu we Włoszech. Wolą załamanie gospodarcze niż takie obrazki. Żebyśmy się zrozumieli, nie mówię tu tylko o Polsce, bo ten akurat przypadek wymagałby szczególnej analizy. Warto jednak zwrócić uwagę, że najlepiej z pandemią radzą sobie państwa mniej lub bardziej autorytarne. Tam robią, co trzeba, choć niekoniecznie metodami cywilizowanymi.

Nie kwestionuję ludzkiego cierpienia i niebezpieczeństw związanych z bardzo groźną chorobą. Uważam jednak, że globalny kryzys wywołany covidem nie ma natury medycznej, lecz polityczną. I jest objawem najgłębszego bodaj w historii załamania demokratycznego przywództwa czy też liberalnej demokracji (jak kto woli).

Co mam na myśli? Otóż wyobraźcie sobie państwo, że dziś na czele któregoś z demokratycznych państw staje polityk, który tak jak Winston Churchill powołany na urząd premiera Wielkiej Brytanii w roku 1940 obiecuje obywatelom „krew, znój, pot i łzy". Ale z perspektywą zwycięstwa nad wrogiem.

Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił