Dogadajmy się z dyktatorem

Unia Europejska musi podjąć trudną moralnie decyzję o nawiązaniu dialogu z Aleksandrem Łukaszenką. Inaczej Białoruś zostanie trwale zwasalizowana przez autorytarną Rosję – przekonuje ekspert ds. międzynarodowych

Publikacja: 26.09.2008 01:09

W ostatnim czasie nastąpiło ocieplenie stosunków między UE i Białorusią. Łukaszenko wypuścił na wolność więźniów politycznych, w tym Aleksandra Kazulina, jednego ze swych konkurentów w wyborach prezydenckich 2006 r., i publicznie mówi o chęci współpracy z UE. Jego rząd stara się przyciągnąć do kraju zachodnie inwestycje. UE z kolei oferuje Mińskowi różne korzyści wypływające z europejskiej polityki sąsiedztwa, a także zapowiada zniesienie dyplomatycznych sankcji wobec reżimu, o ile niedzielne wybory parlamentarne na Białorusi odbędą się w większej zgodzie ze standardami demokratycznymi.

Czy ta polityka dialogu z reżimem jest słuszna? Białoruś przecież pozostaje krajem bez wolnych mediów, w którym każda manifestacja sprzeciwu wobec władz może się skończyć zwolnieniem z pracy bądź relegowaniem z uczelni. Legalne władze Związku Polaków – organizacji reprezentującej interesy 400-tysięcznej mniejszości polskiej na Białorusi – muszą działać w podziemiu.

Od 1996 r. wybory są fałszowane na korzyść władz. Osoby, które używają języka białoruskiego, mającego status języka urzędowego na równi z rosyjskim, są narażone na zarzut „propagowania nacjonalizmu”, zatrzymanie i przesłuchanie na najbliższym posterunku milicji. Reżim gloryfikuje sowiecką przeszłość i walczy z narodową tradycją białoruską odwołującą się do Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Listę pretensji można wydłużać w nieskończoność. Mimo to właśnie teraz nastał czas na zacieśnienie współpracy z tą dyktaturą. Wynika to głównie z polityki Kremla.

Rosja pozostanie w perspektywie przynajmniej kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu, lat państwem usiłującym prowadzić imperialną politykę. Jest głównym promotorem autorytaryzmu w tej części świata. Kreml rości sobie prawo do współdecydowania o polityce wszystkich innych krajów poradzieckich. Prezydent Dmitrij Miedwiediew niedawno wprost uznał, że są one „strefą uprzywilejowanych interesów” Rosji.

Ta zmodyfikowana doktryna Breżniewa po napaści Rosji na Gruzję wzbudza alarm. Również na Białorusi. Państwo to, z powodu złego stanu swoich stosunków z UE i USA, a także gospodarczego i energetycznego uzależnienia od Rosji, jest obecnie skazane na współpracę z nią.

Tymczasem Władimir Putin stawia Łukaszenkę przed wyborem: bezwzględna lojalność oraz szerokie otwarcie kraju na rosyjskie inwestycje albo „europejskie” ceny gazu. Dla Łukaszenki oba rozwiązania są złe.

Na obszarze postsowieckim polityka i gospodarka są powiązane nietransparentnymi lub zgoła przestępczymi więziami, a rosyjscy oligarchowie, zależni od Kremla, na wezwanie użyczą swych pieniędzy na realizację jego politycznych ambicji. Toteż przejęcie kontroli nad białoruską gospodarką przez rosyjskie przedsiębiorstwa ułatwiłoby również polityczne zdominowanie Białorusi przez Rosję, a władza „kołchozowego dyktatora” byłaby wtedy w oczywisty sposób zagrożona.

Niewykluczony, choć wciąż mało prawdopodobny, może też być inny scenariusz: aneksja Białorusi przez Rosję, którą Putin rozważał jeszcze w 2002 r.

Z drugiej strony znaczące podwyżki cen gazu dla przestarzałej i energochłonnej białoruskiej gospodarki mogą wywołać duży kryzys gospodarczy, który władzy dyktatora zagrozi równie skutecznie. Dlatego Łukaszenko gra na czas. Jeśli jednak nie znajdzie sposobów, aby przeciwstawić się presji Moskwy, stopniowo spełni jej żądania.

Wtedy na perspektywach demokratycznej transformacji Białorusi można będzie ostatecznie postawić krzyżyk. Z punktu widzenia Kremla pociągnie ona bowiem za sobą wzrost wpływów UE reprezentującej znacznie bardziej atrakcyjny model rozwojowy. To zaś grozi wypadnięciem Białorusi z rosyjskiej „strefy wpływów”.

Putin stawia Łukaszenkę przed wyborem: lojalność oraz otwarcie kraju na rosyjskie inwestycje albo „europejskie” ceny gazu.Dla Łukaszenki oba rozwiązania są złe

Polityka Rosji zmusza więc do przyjęcia założenia, że szanse na demokratyzację Białorusi będą tym większe, im mniej będzie rosyjskich wpływów w tym kraju. Skoro zaś perspektyw przejęcia władzy na Białorusi przez prozachodnią część opozycji nie widać, warto wybrać – jako mniejsze zło – taktyczną współpracę z Łukaszenką, próbując zarazem jego reżim „rozmiękczać”. Należy przede wszystkim podjąć polityczną decyzję o przyznaniu przez duże europejskie instytucje finansowe kredytów na unowocześnienie białoruskiej gospodarki.

Białoruś powinno się ponownie objąć systemem preferencji celnych UE oraz pomóc jej w zmniejszeniu uzależnienia energetycznego od Rosji.

Warto zarazem przełamywać izolację dyplomatyczną reżimu i nawiązać współpracę np. z marionetkowym parlamentem oraz z miejscową nomenklaturą. Pomoże to UE tworzyć wśród niej prozachodnie lobby i zwiększy nieco jej wpływ na sytuację wewnętrzną Białorusi. Trzeba wreszcie wprowadzić ułatwienia wizowe dla Białorusinów, co poprawi ich kontakty ze społeczeństwami państw unijnych, jakże ważne dla szerzenia demokratycznych wartości.

Czego UE powinna żądać w zamian? Reżim musiałby się zgodzić np. na zaprzestanie prześladowań organizacji pozarządowych, zmniejszenie skali represji wobec opozycji i społeczeństwa obywatelskiego, dopuszczenie do kolportażu kilku niezależnych pism, poprawę warunków rozwoju kultury narodowej, co oznacza równouprawnienie języka białoruskiego w przestrzeni publicznej oraz desowietyzację programów nauczania w szkołach.

Łukaszenko, gdy zobaczy perspektywę wymiernych korzyści gospodarczych i politycznych, na taki targ być może przystanie, bo nie zagraża mu natychmiastową utratą władzy. Zmniejszenie skali opresywności reżimu i poprawa warunków bytu ludności będą zaś sukcesem dla UE i ułatwią dalsze zabiegi o demokratyzację Białorusi.

Przeciwko takiej polityce, którą Polska w UE powinna inicjować, mogą przemawiać względy moralne. Będzie ona formą legitymizacji dyktatury, na co wskazują obrońcy praw człowieka. Tyle że, jak słusznie mówi Aleksander Milinkiewicz, lider prozachodniej części białoruskiej opozycji, polityka nie może się sprowadzać do pryncypialnej walki o wartości w sytuacji, gdy realna suwerenność kraju jest zagrożona.

Autor jest analitykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Muzeum Auschwitz to nie miejsce politycznych demonstracji
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Zarzuty dla Morawieckiego. Historyczna sprawa, która podzieli Polskę
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Dlaczego Putin nie zatrzyma wojny? Jest kilka powodów
Opinie polityczno - społeczne
Ptak-Iglewska: Zazdrośćmy Niemcom frekwencji, najwyższej od czasów zjednoczenia
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Opinie polityczno - społeczne
Marek Cichocki: Kto sięgnie po władzę w Europie
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”