W ogólnopolskiej eksplozji zgorszenia, zbrzydzenia i rozbawienia strasburskim wyrokiem w sprawie krzyży w szkołach – najczęściej, z powodu powszechnej dość ignorancji, przypisywanej Unii Europejskiej – jeden głos przebił się nad inne donośnością oburzenia i błyskotliwością szyderstwa, skierowanego przeciwko obrońcom szkoły neutralnej światopoglądowo. Głos ów należał do nie byle kogo, bo samego ministra, i to na dodatek prezydenckiego. Ministrowi przepowiadam wielką przyszłość, jeśli nie w polityce, to w kabarecie.
[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/11/24/wojciech-sadurski-skrzyzowania/" "target=_blank][b]Skomentuj na blogu[/b][/link][/wyimek]
Reagując na zapowiedź, że Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów zamierza wysłać do prezydenta Lecha Kaczyńskiego list w sprawie krzyży, pan minister Paweł Wypych zauważył: "Ale czemu stowarzyszeniu nie podobają się tylko krzyże w szkołach? Może złożą wniosek o zmianę nazwy placu Trzech Krzyży, usunięcie krzyża z Giewontu lub o likwidację skrzyżowań?" ("Rzeczpospolita", 17 listopada, s. A8).Plac Trzech Krzyży – niezłe. Krzyż na Giewoncie – jeszcze lepsze, choć mało oryginalne, paru wesołków już na to wpadło przed ministrem Wypychem. Ale te "skrzyżowania"? Boki zrywać.
[srodtytul]Ku uciesze publiczki[/srodtytul]
Wobec druzgocącej siły ministerialnego konceptu na drugi plan, a może nawet i na trzeci, powinna zejść refleksja, że ministrowi nie za to płacimy spore przecież pieniądze, by prewencyjnie obśmiewał grupy obywateli chcących skierować jakiś list czy petycję – wszystko jedno, mądrą czy głupią – do jego szefa. To w końcu dość elementarne uprawnienie obywatelskie, a równie elementarnym obowiązkiem politycznym prezydenckiego urzędnika jest przynajmniej udawanie, że wszystkich obywateli traktuje poważnie – zarówno tych, którzy obecnego prezydenta wybrali, jak i tych, którzy swój respekt dla najwyższego urzędu Rzeczypospolitej wywodzą z innych źródeł, że sparafrazuję preambułę. No, ale minister Wypych Monteskiuszem ani de Tocqueville'em nie jest, na temat cnót obywatelskich i powinności urzędniczych się nie mądrzy, tylko robi sobie – mówiąc kolokwialnie – jaja, ku uciesze publiczki. Bo jak nie może być mądrze, niech przynajmniej będzie wesoło.