W chwili obecnej wydaje się, że ostatnią przeszkodą do podpisania nowego kontraktu z Rosjanami jest ich niechęć do zapłacenia zaległej należności EuRoPol Gazowi, firmie obsługującej infrastrukturę przesyłową na terenie Polski, którą jamalski gaz płynie do nas i dalej. Premier Pawlak domaga się wręcz, aby EuRoPol Gaz zrezygnował z tych należności w kwocie – jak szacują niektórzy – aż 350 mln dolarów.
Wprawdzie kwota ta w porównaniu z wartością kontraktu jest niewielka, ale niepokój budzi tak daleko idąca ustępliwość głównego negocjatora w stosunku do Rosjan. Dotyczy to zresztą także opłat za gaz, które Gazprom ma uiszczać EuRoPol Gazowi za przesył surowca. Rosjanie chcą płacić niewiele ponad połowę stawki, która obowiązuje dziś w Europie Zachodniej. Nie wiemy, w jakim stadium znajdują się te negocjacje, gdyż objęte są tajemnicą, a obywatele polscy dowiedzą się o ich efektach, gdy zostaną zatwierdzone.
[srodtytul]Nowe źródła[/srodtytul]
Podstawowe wątpliwości budzi długość kontraktu, który ma obowiązywać Polskę do 2037 roku. Podejmowanie gospodarczych zobowiązań na tak długo wydaje się sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie się działo na rynku paliwowym w tak długich terminach. Dwa lata temu prezes Gazpromu zadeklarował oficjalnie, że nie ma szans, aby cena 1000 m sześc. gazu spadła poniżej 500 dolarów. Dziś jego firmie płacimy za nie 300 dolarów i nie jest to niska cena. 1000 m sześc. płynnego gazu kosztuje między 120 a 140 dolarów. Założenie, że długoterminowe kontrakty są zawsze korzystne dla nabywcy, wydaje się w tej sytuacji chybione.Wprawdzie obecny gwałtowny spadek cen gazu jest wynikiem kryzysu gospodarczego, ale na rynku pojawiają się nowe, niebrane dotąd pod uwagę czynniki. Jednym z nich są niekonwencjonalne źródła gazu, nowe technologie jego pozyskiwania (choćby z biomasy, np. spalanie słomy), nieznane jeszcze niedawno, które zaspokajają dziś 20 proc. potrzeb USA, a niedługo zaspokajać mają 30 proc. Wszystko wskazuje na to, że w Polsce można uzyskiwać taki gaz, czym zainteresowały się amerykańskie koncerny. Uruchomienie takich technologii to kilka lat. W tym kontekście raz jeszcze należałoby zakwestionować długość gazowego kontraktu wiążącego nas z Gazpromem.
W 2014 roku w Świnoujściu ma zostać oddany do użytku gazoport, który początkowo będzie mógł odbierać 5 mld m sześc. gazu rocznie, ale szybko może zwiększyć pojemność do 7 mld m sześc. Gazoport miał być naszym sposobem na dywersyfikację źródeł gazu. Zakłada się, że skroplony gaz będzie droższy niż dostarczany rurami. Obecna sytuacja pokazuje, że nie zawsze musi to być prawdą.
Proponowany kontrakt stawia zresztą pod znakiem zapytania przyszłą rolę gazoportu. Będzie on pełnił w większym stopniu rolę rezerwy bezpieczeństwa niż istotnego elementu dywersyfikującego źródła dostaw gazu do Polski. A rola tego przedsięwzięcia ma wykraczać zdecydowanie poza czysto ekonomiczne uzasadnienia. Gazoport ma nas uniezależniać od Rosji na co dzień, a nie tylko ratować w razie odcięcia od rosyjskich dostaw.