W pogoni za wykształciuchem

Nowy właściciel tygodnika „Wprost” rozpoczął swe rządy od dwukrotnego, spektakularnego ukorzenia się za „winy” Marka Króla: najpierw przed Aleksandrem Kwaśniewskim, a potem przed Adamem Michnikiem. Zapewne w przekonaniu, że pozwoli mu to wyprowadzić pismo z kryzysu i uratować załamującą się sprzedaż. Oczywiście, przekona się i on, i państwo, że efekt będzie dokładnie odwrotny.

Aktualizacja: 08.05.2010 07:59 Publikacja: 08.05.2010 07:54

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/08/w-pogoni-za-wyksztalciuchem/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/wyimek]

Kłopoty „Wprost” zaczęły się przecież nie od czego innego, tylko właśnie od nerwowych prób pozbycia się stygmatyzującej etykiety tygodnika „pisowskiego”. Poprzedni wydawca ? w środowisku zwany pieszczotliwie „infantem” ? przejąwszy spuściznę po swym ojcu, założycielu i wieloletnim szefie tygodnika, zaczął szereg szybko po sobie następujących zmian, mających zrobić z „Wprost” pismo pozbawione politycznej wyrazistości, atrakcyjne dla szerokich mas czytelników zainteresowanych życiem prywatnym celebrytów, ciekawostkami i sensacyjkami, sprawy poważne zaś chcących mieć przedstawiony w sposób prosty i jednoznacznie „słuszny”, tak, jak przedstawiają ją „Gazeta Wyborcza” i „Polityka”. Stopniowo zniechęcało to do pisma dotychczasowych czytelników, na miejsce których wcale nie przychodzili czytelnicy konkurencyjnych, salonowych tytułów. Na kolejne spadki nakładu lekarstwem było tym usilniejsze upodabnianie przekazu tygodnika do przekazu wspomnianych pism, co ostatecznie, jako się już rzekło, skończyło się pójściem tytułu pod młotek, i jego ostatecznym już wykastrowaniem przez nowego nabywcę.

Powyższe dwa tytuły ? „Gazetę Wyborczą” i „Politykę” ? przywołałem nie przypadkiem. Nowy nabywca tygodnika „Wprost” nie jest jedynym, który uległ ich czarowi. I on, i wielu innych menadżerów, rozumują prosto: skoro oba te tytuły, mimo nieustającego spadku sprzedaży, liderują w swoich segmentach, trzeba naśladować ich cechy charakterystyczne. A jakie one są? Oba tytuły od zawsze oddane są wściekłemu tępieniu prawicowości, lustracji, antykomunizmu i tradycjonalizmu, oba też są propagandowo zaangażowane po stronie polityka, który „musi” i jego ekipy.

Tylko że w praktyce kopiowanie tego przekazu okazuje się mało skuteczne. Jeśli uznać, że to właśnie zajadła antyprawicowość jest receptą na sukces ? to jak wyjaśnić, dlaczego nie odniósł tego sukcesu na przykład „Tygodnik Powszechny”? Przecież po roku 1990 zrobiono z niego wierną kopię gazety Michnika. Mało tego, był on w „Wyborczej” regularnie polecany i reklamowany, szczegółowo omawiano tam każdy kolejny numer i zachęcano do jego kupna. Nic to nie dało.

W istocie wyjaśnić to łatwo. Wspomniane dwa wiodące pisma, owszem, znalazły zapewniający sukces segment rynku ? ale też szczelnie go wypełniły. I nie ma tam już miejsca na nic więcej.

„Wyborcza” i „Polityka” zdobyły serca polskiego odpowiednika tego, co Sołżenicyn nazwał „obrazowanszcziną”, a co Dorn niezbyt zręcznie spolszczył na „wykształciuchów”, wytworzonej przez socjalizm postinteligencji. Tym, co przede wszystkim dają swoim czytelnikom, jest poczucie przynależności do inteligencji, warstwy uważaną za bardziej godną szacunku (według badań przedstawionych swego czasu przez profesora Domańskiego, 70 proc. Polaków pytanych, kim chcieliby, żeby zostało ich dziecko, wybiera właśnie opcję „inteligentem”). Klient, który w kupowaniu danego „brendu” widzi sposób podnoszenia swego wysokiego statusu jest, znajdziemy to w każdym podręczniku, klientem idealnym, niezwykle wiernym i oddanym. Trzeba przyznać ? sukces, jaki te dwa tytuły odniosły, z punktu widzenia marketingu jest wspaniały, i można go tylko zazdrościć.

Nie można go natomiast skopiować. A już zwłaszcza nic nie da doskonałe nawet skopiowanie przekazu tych mediów. Bo ich wierni wyznawcy sięgają po nie, jako się rzekło, wcale nie dla przekazu. Sięgają przede wszystkim dla „brendu” właśnie. Nie zamienią go więc na żaden inny, choćby stał za nim produkt jeszcze bardziej michnikowy niż sam Michnik. Więcej, wspomniani klienci nawet nie poszerzą swych lektur o żadną inną gazetę, choćby była tak otoczona legendą, jak wspomniany „Tygodnik Powszechny”, z tych samych przyczyn, dla których sławny zdobywca puścił z dymem aleksandryjską bibliotekę ? bo jeśli w innych mediach jest to samo, co w tych wyznaczających sposób myślenia „salonu”, to nie ma najmniejszego powodu po nie sięgać, no, a jeśli jest tam co innego, to „człowiek na pewnym poziomie” nie weźmie po prostu „tego” do ręki, gdyż zachwiałoby to jego z trudem budowanym wyobrażeniem o własnym wyższym statusie.

Prosta i zrozumiała sprawa ? a nie dociera do „specjalistów”, którzy uparcie usiłują poprawiać sprzedaż innych tytułów poprzez formatowanie ich według wzorów z Czerskiej. Swego czasu zastosowali tę metodę do „Przekroju”. Pod przewodem Piotra Najsztuba zrobiono z sympatycznego niegdyś krakowskiego tygodnika tubę politycznej poprawności bardziej zjadliwo-wyborczą niż sama „Wyborcza”. Nakład, pomimo wpompowania w promocję grubych milionów, spadł na pysk. (Teraz kolejny właściciel zrobił z tego pisma „Tygodnik Powszechny” dla niewierzących ? mnie to się wydaje pomysłem zupełnie już samobójczym, ale poczekajmy na dane ZKDP).

Niezrażeni tym specjaliści zabrali się za „Dziennik”, który w swej pierwotnej, „prawicowej” formule nie przyniósł wydawcy oczekiwanych zysków. Zaczęto więc pismo, które ongiś ogłaszało „koniec Polski Kiszczaka i Michnika”, na gwałt przerabiać na dziennik politycznie słuszny, sławiący PO, sukcesy III RP i „wielkie grillowanie” sytych i szczęśliwych mieszkańców „krainy miłości”. Im skuteczniej to robiono, tym gazeta bardziej podupadała, aż zdechła definitywnie – jak pokazały dane wspomnianego ZKDP, po połączeniu z „Gazetą Prawną” sprzedaż wspólnego przedsięwzięcia wzrosła o całe 8 tysięcy w porównaniu do sprzedaży samej „Gazety Prawnej”. Ktoś powie ? ale jednak wzrosła! Fakt. Ale specjaliści na pewno zabiorą się za jej dalsze poprawianie.

Teraz „Trynd” dociera do projektu „Polska – The Times”. Znowu widać sprawdzoną receptę: gazeta zaczyna łagodnieć, coraz bardziej niechętnie wchodzi w zwarcia z salonem, za to uprzejmie rezonuje jego poglądom. No i po raz kolejny widać, że działa to tak samo, jak zwykle, czyli w ogóle.

Wiem, że te sukcesy specjalistów nie zadowalają. Wciąż uważają oni że najbardziej łakomy, najważniejszy segment rynku to ta rzesza „wykształciuchów”, ukształtowanych na obraz i podobieństwo sekty z Czerskiej. Fakt, że jest jeszcze w Polsce wielu ludzi, którzy oczekują od mediów, aby były czymś wręcz przeciwnym, uchodził dotąd ich uwagi. Co prawda, przyznać trzeba, że, do 10 kwietnia i wybuchu narodowej żałoby, nie tylko menadżerowie od mediów nie chcieli przyjąć istnienia tych ludzi do wiadomości. Czy zauważą ich teraz? Czy też może, wbrew temu, co otwarcie menadżerowie mówią, w istocie wcale nie chodzi im o sprzedaż i wyniki finansowe?

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/08/w-pogoni-za-wyksztalciuchem/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/wyimek]

Kłopoty „Wprost” zaczęły się przecież nie od czego innego, tylko właśnie od nerwowych prób pozbycia się stygmatyzującej etykiety tygodnika „pisowskiego”. Poprzedni wydawca ? w środowisku zwany pieszczotliwie „infantem” ? przejąwszy spuściznę po swym ojcu, założycielu i wieloletnim szefie tygodnika, zaczął szereg szybko po sobie następujących zmian, mających zrobić z „Wprost” pismo pozbawione politycznej wyrazistości, atrakcyjne dla szerokich mas czytelników zainteresowanych życiem prywatnym celebrytów, ciekawostkami i sensacyjkami, sprawy poważne zaś chcących mieć przedstawiony w sposób prosty i jednoznacznie „słuszny”, tak, jak przedstawiają ją „Gazeta Wyborcza” i „Polityka”. Stopniowo zniechęcało to do pisma dotychczasowych czytelników, na miejsce których wcale nie przychodzili czytelnicy konkurencyjnych, salonowych tytułów. Na kolejne spadki nakładu lekarstwem było tym usilniejsze upodabnianie przekazu tygodnika do przekazu wspomnianych pism, co ostatecznie, jako się już rzekło, skończyło się pójściem tytułu pod młotek, i jego ostatecznym już wykastrowaniem przez nowego nabywcę.

Pozostało 83% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?